- czy spotkanie rzeczywiście odbyło się 29 sierpnia?
- czy 8 września mamy naprawiony kran?
- czy 8 września mamy router?
Zrobiliśmy badania pracownicze, co wymagało przejazdu do stolicy Hebei, czyli Shijiazhuang. Istnieją ładniejsze miasta w Chinach, pytanie, czy i brzydsze (no Hefei chyba nic nie pobije, ale to mniej więcej ta liga). Coś się pozmieniało w prawie imigracyjnym i są nowe formularze do badań, trochę czytelniejsze niż stare. Byliśmy pod wrażeniem, bo cała procedura nie zajęła nawet godziny, była nas trójka i po 40 minutach mogliśmy wracać. Niestety, był z nami Gary, który jest tak oblatany i gościnny, że zwiędliśmy. Do badań trzeba być na czczo, więc gdy koło 10:30 wyszliśmy ze szpitala, oczywiście chcieliśmy natychmiast iść jeść. Gary powiedział, że przy dworcu jest wiele wspaniałych miejsc, gdzie będziemy mogli się pożywić. Po dotarciu na dworzec jednak nie chciał się za nic zatrzymać i skończyło się na żarciu z sieciówek, które po pierwsze jest niedobre, a po drugie drogie (30 wobec 5 RMB). O tyle miło, że nam zapłacili za pociąg typu G, więc powrót trwał niecałe 40 minut.
Istnieje chyba jakieś prawo głoszące, że broń Boże stacji szybkiego pociągu nie można zbudować w centrum mniejszych miast. O ile w Pekinie, Szanghaju i paru innych, G train jeździ na stacje dość główne (albo da się z nich łatwo dojść do metra i dociągnąć do centrum - np. w Xi'an), o tyle w mniejszych miastach G-dworce buduje się na absolutnym końcu świata. W Huainan była taka groteska, że nikt z taksiarzy nie chciał wziąć kursu na ten wypizdów i trzeba było zapłacić podwójnie, żeby zgodzili się zawieźć. Za to gdy nasz kolega przyjechał tam pewnego wieczora, to poczekał sobie w cholerę czasu zanim ktoś w końcu podjechał i go zabrał do centrum. Bardzo nas więc nie zdziwiło, że stacja Baoding Wschód jest pośród totalnych pól i nawet za bardzo z niej miasta nie widać. Szczęśliwie, tam taksówki były.
Niestety, poza tym badaniem nie wydarzyło się nic pracowniczego, zebrali od nas dokumenty i powiedzieli, że zrobią nam zezwolenia. Podobno obecnie trwa to 15 dni roboczych, czyli pełne trzy tygodnie. Sprawą zajmuje się Gary, więc możemy być niemal pewni, że przed październikiem naszych papierów nie zobaczymy, wiemy, że na razie ich jeszcze nie złożył, ale zrobi to we wtorek. Ten 9 września to będzie epicki dzień, złoży papiery, zawiezie nas na komisariat, złoży dokumenty do zezwolenia na pobyt, naprawi kran. Mają nam wydać zastępcze paszporty, żebyśmy mogli podjechać chociaż do Pekinu na weekend. I albo się komuś w jakimś ministerstwie imigracji nudzi i ma za mało papierów do oglądania, albo Gary bredzi, bo powiedział, że każdy nasz wyjazd i każdą naszą noc poza Baoding musi zgłaszać do odpowiedniego urzędu. Jeżeli nie, to dostaniemy 5000 RMB kary. No cóż, możemy zgłaszać, ale docelowo ma tu być 18 obcokrajowców (w tym z Malezji i Korei, oni do uczenia przedmiotów ścisłych i koreańskiego), zakładając, że każdy raz na miesiąc się dokądś wybierze, to trochę zabawy z tym będzie.
Bardzo Ważne Spotkanie odbyło się w końcu 5 września. Ku naszemu zaskoczeniu, mało było pieprzu z dżemem (jeden pieprzy, reszta drzemie). Zaimponowała liczba departamentów i wydziałów. Każdy segment uczenia ma swoją dyrektorkę, czyli jest dyrektorka od listeningu, od writingu, od readingu i od speakingu, a nad nimi jeszcze główna przełożona. Nie mają one żadnych lekcji, tylko są z zawodu dyrektorkami i raportujemy im, czego chcemy uczyć i co też do tej pory zrobiliśmy, plus wręczamy końcowe egzaminy. Jest jeden pomysł, który nas dość zdziwił: przed końcem pierwszego tygodnia musimy wręczyć plany i prezentacje na najbliższe pięć tygodni. Problem jest tylko taki, że w poniedziałek był-jest Mid-Autumn Festival, więc moje grupy poniedziałkowe poznam dopiero 15 września. Ja oczywiście mogę w oparciu o książkę napisać, co tam plus-minus będę robił, ale na pewno niczego konkretnego nie jestem w stanie urodzić na najbliższy miesiąc skoro nie wiem jaki jest skład grupy, ich pasja do nauki i poziom. Nawet mi przysłano gotowe plany z pytaniem, czy się zgadzam. Zasadniczo się zgadzam, tylko szczegół tego planowania jest taki: tydzień trzeci, Unit 5, reported speech, ćwiczenia 3 i 4. Blok lekcyjny trwa 100 minut, więc zapewne zrobię nieco więcej, ale obecnie trudno mi zgadywać, co chwyci, a co nie - ze studentami można sobie nieco dogadać tematy, żeby ich to interesowało bardziej niż sugerowane. Amerykanie, którzy tu pracują kolejny rok powiedzieli, że ostatnio wyglądało to tak, że złożyli wszystko na początku (prezentacja na trzy slajdy z czego pierwszy to Hello! a ostatni to 'Bye!'), a potem w trakcie semestru zmieniali, zależnie od tego, co im wychodziło, że pasuje zrobić. Nasze dyrektorki chyba nie będą przesadnie nas męczyć, na wszystkie pytania, jakie zadałem, dostałem odpowiedź w stylu 'jak zrobisz, to będzie dobrze, masz pełną dowolność'.
Na Bardzo Ważnym Spotkaniu nasze serca zdobył Matthew z Australii, który nie bał się zadać pytań kluczowych:
- kiedy ogłosicie wolne na Złoty Tydzień?
- w jakiej formie i do którego dnia mamy się spodziewać wypłaty?
Człowiekowi tłuką całe życie, że takie pytania to chamstwo, bezczelność, że za nic nie można. Siedzisz więc potem i myślisz, czy to już ten dzień, że powinna być wypłata, czy może jeszcze nie. Albo czy będzie w bardzo złym guście jeżeli delikatnie zasugerujesz, że chciałbyś sobie wziąć wolne i połączyć je z tym czy tamtym, no ale przecież na twoje miejsce jest dziesięciu innych, a w ogóle to bądź wdzięczny, że masz pracę, więc siedzisz cicho. Potem nagle odkrywasz, że takie zasady gry są tylko w Polsce, że ludziom z Zachodu nie przychodzi w ogóle do głowy, że może być coś niewłaściwego w ustalaniu kwestii wynagrodzenia i wolnego, a nie oczekiwaniu na ochłapy z pańskiego stołu.
Jak już zostało wspomniane, dzisiaj zajęć nie mamy, bo święto. Chyba nasze najulubieńsze ze wszystkich typowo chińskich - jest dobre tradycyjne jedzenie (i to wegetariańskie, chociaż podobno bywają mooncake'i z mięsem), trwa tylko jeden dzień, więc nie ma masowych migracji po kraju. A w tym sezonie nam jeszcze przepadają hektary zajęć.