Z okazji fiesty nasi pracodawcy obdarowali nas tonami jedzenia. Chyba zapomnieli, ze nas jest tylko dwoje, a nie dziesięcioro, dostaliśmy bowiem:
- arbuza (szczęśliwie niezbyt dużego)
- 10 jabłek
- kilo orzechów włoskich
- dwa kilo bananów
- siatkę cukru (serio)
- 10 kaczych jaj
- i ogromna siatę pełną... zongzi.
Czymże są zongzi? Są to ryżowe kulki (lub trójkąty) zawinięte w liście bambusa. O dziwo, liści się nie je, jest to chyba pierwsza nam znana rzecz, której Chińczycy nie jedzą. Polecono nam, by ryż obtaczać w cukrze, bo to ma być na słodko. Znając gusta kulinarne Chińczyków spodziewaliśmy się, że w takim razie zongzi są już obrzydliwie słodkie, a dodatek cukru wpędzi nas w szok insulinowy.
Tym razem myliliśmy się. Zongzi są bez smaku. Dosłownie. Po prostu jest to sklejony ryż, w który wciśnięto pojedyncze orzechy i nadzienie z żużub lub śliwek, nadzienia jednak nie jest aż tyle, by przykryło smak ryżu. Aligatorowi udało się zjeść jedno całe ryżowe ciastko, co do reszty, to zdecydowaliśmy się wymieszać je z kawałkami owoców. Zapewne jest wielu ludzi, którym zongzi smakuje, ale my do nich nie należymy. Coraz częściej kusi nas zapytać jakiegoś Chińczyka, czy on to naprawdę lubi, czy też je tylko dlatego, że tradycja nakazuje. Naprawdę, Chińczycy kochają smaki ekstremalne - słodkie do bólu lub ostre do łez, wiec trudno zrozumieć, ze nagle zajadają się czymś mdłym.
Podobno tradycyjnie powinno się w święto popijać wino z realgaru. Jeżeli ktoś tak jak my nie ma pojęcia, co to realgar, to spieszymy z wyjaśnieniem: jest to minerał z gromady siarczków, którego używa się do:
a) otrzymywania arsenu
b) produkcji farb
c) produkcji trutek
Nie, my tez nie wiemy, dlaczego tutaj robią z tego wino. Podobno ma odganiać złe duchy, choroby i smoki. Pewnie odgania też życie.
Legenda głosi, iż święto smoczych łodzi wywodzi się od poety Qu Yuana, żyjącego w latach 340-278 P.N.E. Był on także wysoko postawionym urzędnikiem królestwa Chu, został jednak zesłany na wygnanie z powodów politycznych. Pewnego dnia stolica Chu została zajęta przez królestwo Qu (jakie to wszystko jasne, proste do zrozumienia...), a zrozpaczony Qu Yuan rzucił się do rzeki. Świadkowie tego tragicznego wydarzenia rzucili się do łodzi, by czym prędzej wyłowić go, niestety nie mogli znaleźć jego ciała, wrzucali wiec do wody ryżowe kulki, by ryby zjadły je zamiast ciała poety. Źródła milczą, czy ryby dały się przekonać, ja chyba bym wolał poetę od zongzi. Jak dowiedzieliśmy się od naszych uczniów, Qu Yuan prawdopodobnie był gejem, zaś obiektem jego uczuć był sam cesarz. Jego twórczość jest w programie szkolnym i jest przy tym bardzo nielubiana.
Pewnym problemem jest to, ze legenda ta nie jest jedynym wytłumaczeniem święta. Inna opowieść, popularna w prowincji Jiangsu, głosi, ze piątego dnia piątego miesiąca do wody wrzucono ciało niejakiego Wu Zixu, doradcy króla Fuchai. w Czeciangu zaś głoszą, że święto upamiętnia żyjącą w latach 130-143 Cao E, której ojciec wpadł do rzeki podczas upamiętniania Wu Zixu. Córka postanowiła odnaleźć ojca, w końcu po pięciu dniach odnaleziono ich oboje – martwych. Intryguje imię córki, 'cao' znaczy 'trawę' lub... 'jebać'. 'E' może znaczyć 'krokodyla'. Czyli istnieje szansa, że nazywała się 'jebać krokodyla'. Ponieważ istnieje zwyczaj wystawiania trawy w oknie, to być może od jej imienia? Zwyczaj ten jest grubymi nićmi szyty, bo w całym mieście nie widzieliśmy ani źdzbła.
W sumie żadna z tych legend nie wspomina niczego o smokach, co jest pewnym rozczarowaniem. Według ludowych podań, smoki potrafiły i latać, i pływać, czasem więc łączy się opowieść o rzucaniu zongzi do rzeki z ofiarowywaniem darów smokom.
Wikipedia głosi, że w święto należy wcinać zongzi, pić arszenikowe wino i ścigać się na łódkach, poza tym spacerować i postawić jajko na sztorc w samo południe. Dzięki temu będzie się wolnym od chorób. Nasi uczniowie nie słyszeli o zwyczaju stawiania jaja w południe, co wskazuje na to, że Hunan nie chce mieć szczęścia przez cały rok.
Coś nam mówi, ze kiedy we wtorek zapytamy uczniów, jak spędzili święto, to dostaniemy nieśmiertelną mantrę: graliśmy na kompie, spaliśmy, oglądaliśmy telewizję. Wieczorem zaś musieli iść do szkoły, by odrabiać lekcje.