Jesienią powiedzieli, że nie musimy otwierać kont, bo będą nam płacić do ręki. Trochę nas to zdziwiło, ale dobrze, jak wam wygodniej. Wiarygodna wydawała się teoria, że gdy robią przelewy, to muszą ponosić opłaty bankowe, więc jednak wolą płacić do łapy. W styczniu nasza uczelnia miała audyt i chyba w związku z tym nagle okazało się, że jednak musimy mieć konta. Uwielbiam tę ichnią prowizorkę, która niemal zawsze kończy się źle i tym, że trzeba jednak robić bardziej po bożemu. Obecnie trwają ustalania, w którym to banku mamy otworzyć konto, bo nie wiedzą.
Nasz kolega z Australii, Matt, przeszedł na ciemną stronę mocy. Jeszcze w styczniu mówił, że Chiny są ciekawe i fascynujące, był w stanie usprawiedliwić każdą bzdurę, która tu się trafia, zazwyczaj używał do tego terminów w stylu 'twarz' i argumentów ekonomicznych. Po trzech tygodniach w Australii nieco mu się odmieniło, ostatnio ubawił mnie frazą 'zadupie trzeciego świata' na określenie lokalizacji naszego uniwersytetu. Skrzydła rozwija, gdy dzieli się przemyśleniami na temat naszych współpracowników, ostatnio bardzo się cieszy, że nam nie zapłacili jeszcze poprzedniej pensji (patrz otwieranie konta). Jego przyszła małżonka przeżyła jeszcze większą metamorfozę: zakochała się w Australii i chce jak najszybciej się tam relokować. Uczy się angielskiego jak szalona, zaczęła chodzić na nasze lekcje i jest w czołówce grupy. Jeszcze parę miesięcy temu klepała standardowe rzeczy, że 5000 lat kultury, że bogaty kraj. Teraz sama mówi naszym studentom, że są idiotami, że nie wiedzą niczego i że Chiny to brzydki kraj, a jedyne miejsce, gdzie da się żyć, to Xiamen, ale i tak jest to nędza w porównaniu z Australią. Również Ciara z Irlandii nie przeżywa dzikiej radości z okazji powrotu do Chin z Japonii. Przyznam, że fascynujące jest to, jak Chinom cudownie udaje się zrazić do siebie niemal każdego, kto tu nieco pomieszka.
Wiemy bardzo dobrze, że do wszystkiego musi być the Chinese way. Wiemy też, że zazwyczaj jest ona idiotyczna. W tym tygodniu udało się stworzyć takową do grania w piłkę. Sekretem nie jest, że Chińczycy rewelacyjnej drużyny nie mają i notują przegrane z takimi potęgami jak Irak lub Mali. Xi Jinping uznał, że to wstyd i teraz Chińczycy zbudują drużynę na miarę najwspanialszego narodu świata całego. W tym celu opublikowano cztery książki do nauki futbolu. Ich znajomość została wpisana do programu nauczania i od września młodzież w wieku 9-18 lat rozpocznie przygodę z tymi niewątpliwie cennymi pozycjami. Nawet na skalę debilizmu rozwiązań tu implementowanych, to jest wyjątkowo arcydurne. Po co mieliby iść i pokopać z rówieśnikami, jak mogą nauczyć się całej teorii, a potem zdać egzamin z tego, którą częścią stopy uderzać piłkę i ile dokładnie metrów od linii pola karnego ma stać lewy obrońca. Myślę, że tym samym może udać się otrzymać pierwszy na świecie przypadek ludzi grających w piłkę i serdecznie nienawidzących tego sportu. No chyba, że zajęcia ograniczą się do teorii.
Chińczycy na wakacjach, odcinek milionowy. Ponownie Tajlandia, para turystów myła sobie stopy w umywalce w miejscu publicznym. Tajowie chyba wkrótce zaczną zabijać, na razie uczą się, że może czasem lepiej zarobić mniej, ale jednak nie zdenerwować się. Nowy gracz na rynku skandali turystycznych, Palau. Ludność miejscowa przerażona chińskimi turystami, którzy zwalili się stadnie w lutym. Zarzuty standardowe: wyrywają koral z morza, podnoszą żółwie za płetwy, żeby sobie z nimi zrobić zdjęcia, wszędzie śmiecą. Chińczykom zaś bardzo spodobała sie nowa egzotyczna destynacja. Mówią, że dlatego, że jest czysto, do tego ładna, nieskażona przyroda. Ciekawe kiedy do nich dojdzie, że wszystkie miejsca są ładne, dopóki oni się tam nie zwalą i nie przerobią na wzór i podobieństwo swojego kraju. Za karę za zrujnowanie swojej ojczyzny powinni mieć zakaz jeżdżenia dokądkolwiek. Takie np. Shaanxi było pewnie całkiem ładnym miejscem 100 lat temu, dopóki nie postanowiono wszystkiego zabetonować i nastawiać fabryk, teraz to makabra. Inna afera turystyczna, na Antarktydzie - grupa Chińczyków pojechała robić sobie zdjęcia weselne (głupszego miejsca bym nie wymyślił, ale kto bogatemu zabroni?). Oczywiście musieli próbować łapać pingwiny, które przesadnie nie są przyzwyczajone do obecności ludzi. Za kilka lat pingwiny będą protestowały przeciwko turystom z Chin, tak jak mieszkańcy Hong Kongu.
Jak niegdyś powiedział Matthew: najbardziej ekscytującym wydarzeniem tutaj jest ten moment, gdy przeceniają duńskie piwo w markecie. To wielkie wydarzenie nastąpiło wczoraj. Oczywiście zamiast po ludzku kupić sobie trzy albo cztery piwa, to przytachałem ich dwanaście, bo diabli wiedzą, kiedy znowu będzie dostępne w atrakcyjnej cenie (4,9 RMB zamiast 9,9 RMB). Przynajmniej na jakieś dwa tygodnie jestem ustawiony.