Jedna z naszych uczennic, Nana, bardzo chce jechać studiować do Irlandii. Wiemy, że pochodzi z bogatej rodziny. Wszyscy nasi uczniowie są bogaci, a ona jest bogata nawet jak na standardy naszych uczniów. Źle się nie ubiera, tanich rzeczy nie ma, jakoś strasznie upośledzona intelektualnie nie jest, ale kombinuje. I to ze wszystkim. Jej kombinowanie, żeby niczego w życiu nie zrobić, kosztuje ją więcej wysiłku niż po prostu zrobienie tego, co zrobić ma. Pierwsze trzy tygodnie nie chodziła na zajęcia i przeżyła wielkie rozczarowanie, gdy dowiedziała się, że jej tego nie usprawiedliwię na gębę.
- Ale ja byłam na weselu!
- Trzy tygle?
- Tak, tak!
- Sorry, nie.
Kiedy indziej chciała dostać obecność i iść do domu. Bardzo długo zajęło mi wyjaśnienie jej, że nie może tak być. W końcu odeszła śmiertelnie obrażona. Prawie tak samo obrażona jak wtedy, gdy zabrałem jej telefon, na którym grała w diamenty. Potem musiałem jej zabrać drugi telefon, bo grę kontynuowała. Przyznam, że nawet się uśmiałem.
Nana nie jest w stanie zrozumieć tego, że IELTS to egzamin o standardzie międzynarodowym i że ze swym poziomem wiedzy go po prostu nie zda i nikt jej tam nie przepuści z racji tego, że ma bogatych rodziców, rozpłacze się, czy zrobi słodkie oczka. To znaczy zda, bo IELTS oblać się nie da (dostaje się notę z zakresu 1-9), ale tej wymarzonej 6, która jest jej potrzebna do studiowania w Irlandii nie dostanie. Musiałaby usiąść i się pouczyć, ale Nana jest na to za cwana. Ostatnio nie było jej tydzień, bo pojechała na jakiś kurs intensywnego angielskiego (w końcu osiem godzin w tygodniu to za mało). O kursie wiemy, że był bardzo drogi i że po nim spokojnie dostaje się 6 z IELTS.
Nana dostała 5 z mówienia, słuchania i czytania. Z pisania dostała 4,5. Cud, że tyle, bo nie tak dawno poprawiłem jej HAUS na wersję nieco mniej germańską. Już chwilami nie mam siły wyjaśniać jej, że przymiotniki i rzeczowniki mają pewną funkcję w języku, że końcówki słów pisze prawie wszystkie bez pudła źle i że w ogóle nie bierze pod uwagę moich komentarzy odnośnie jej wyników. Że jej mówienie to mały problem przy jej pisaniu. Niestety, nie jestem w stanie jej przekonać.
Każde podejście do IELTS kosztuje około 1800 RMB. Co więc należy zrobić, gdy dostało się ze wszystkiego 5, a z pisania 4,5?
Zapisać się na kolejny termin.
6 grudnia.
- Nana, czy myślisz, że w miesiąc podniesiesz się ze wszystkiego o 1, a z pisania nawet o 1,5? Jeszcze widzę, że absolutnie niczego nie robisz. Mówiliśmy ci, że możesz przyjść do nas po lekcjach i coś ci pomożemy, możemy ci dać trochę więcej ćwiczeń, już takich stricte pod egzamin.
- Aaa, źle się czułam tego dnia i dlatego mi nie poszło, w grudniu zdam!
Myślę, że centrum egzaminujące powinno postawić Nanie pomnik albo przynajmniej wmurować tablicę pamiątkową. Nie wiemy, ile razy próbowała, ale wiemy, że więcej niż kilka. Za każdym razem 1800 RMB jak krew w piach. Nie, że mnie żałowano na edukację, ale jednak ma matka raczej nie powitałaby z radością pomysłu łażenia na egzamin, którego zapewne nie jestem w stanie zdać. Kusi mnie zaproponować Nanie, że ja jej za połowę tej ceny podam wyniki z kolejnego podejścia. I jeżeli nie zmieni nastawienia, to z kilku następnych. Ale co ja tam wiem, jestem głupim, upierdliwym laowaiem, który kiepsko gra w badmintona, a ona jest mądra, cwana i będzie miała co chce i się przy tym nie umęczy.
Żeby przedstawić pełen obraz naszej społeczności uczniowskiej, pozwolę sobie przybliżyć przykład nieco bardziej pozytywny. W innej grupie mamy Betty. Ona początkowo też kładła laskę na wszystko, ale w październiku ugrzmociła 5,5, czyli prawie, ale nie. Z mówienia nawet 6, ale listening tylko 4,5. Betty postanowiła nie pchać się na kolejny termin przed styczniem i obecnie walczy o koronę najlepszej uczennicy. Zemdlałem niemal, gdy dwa tygodnie temu spytała, czy może przychodzić także na moje inne zajęcia, bo chce się więcej nauczyć. Oczywiście się zgodziłem i Betty spędza obecnie cztery godziny każdego poniedziałka oglądając mnie i robiąc notatki z moich nudnych lekcji. Ostatnio o 16 miała wyuczoną całą lekcję z 10 rano. Co jakiś czas zaprasza nas na wspólny posiłek, żeby poćwiczyć mówienie. Nauczyła się chyba całej struktury testu i przerabia ćwiczenia we własnym zakresie, a czasem prosi, żeby jej dać więcej, bo w książce jest za mało. Jeżeli jej pasja utrzyma się do stycznia, to obstawię jej wynik u bukmachera i nie stracę na tym. Oczywiście nigdy nie gra na telefonie. Być może ma mniej zamożnych rodziców i ci po chamsku wypomnieli jej puszczenie w kibel 1800 RMB.