Z dniem jutrzejszym, czyli pierwszym października, ruszy wielkie święto narodowe, Złoty Tydzień. Obchodzimy rocznicę założenia Chińskiej Republiki Ludowej - skoro nie ma świąt religijnych, to trzeba sobie jakoś radzić.
Z tej okazji:
- dojdzie do niesamowitego zatoru komunikacyjnego przy każdej, choćby trzeciorzędnej, atrakcji turystycznej
- dojdzie do serii wydarzeń z cyklu 'ludzie się pobili' przy jakichś muzeach i w parkach, bo 'pan tu nie stał!', a tamten się przepycha.
- jeszcze dwa tygodnie temu powiedziałbym, że dojdzie do scen w Hongkongu, ale ponieważ chwilowo mają tam nieco ciekawsze problemy niż to, że ktoś się porobił na ulicy, to być może tym razem nie będzie zbyt wielu doniesień o tym, że jakiś mieszkaniec mainlandu robił zupę w metrze i z tej okazji dostał mandat, więc wielka obraza honoru.
- jest jeszcze jedno oblicze hongkońskiego dramatu: zablokowano Instagram. Biedni Chińczycy, pojadą na wakacje, zrobią sobie zdjęcia na Wielkim Murze i w Zhangjiajie, potem z jakimś hot potem, przepłacą za wszystko, co się da, a lans na zdjęcia z podróży trzeba będzie potem robić na QQ albo RenRen. Zawsze coś, ale jednak Instagram, to Instagram.
- jest szansa, że na największej chińskiej wyspie (czyli Tajwanie) dojdzie do jakichś utarczek z tubylcami. Tam też poziom cywilizacyjny i zachowań nieco odbiega od standardów ChRL, więc ktoś może nie wydzierżyć najazdu turystów z centrali.
- zostanie przeprowadzona ankieta, w której jakieś 90% respondentów powie, że jest cholernie nieszczęśliwa z powodu tego, jak w Chinach rozwiązano kwestię dni wolnych od pracy. Takie ankiety robione są ciągle - a to koło Spring Festival, a to Dragon Boat Festival. Istniejący stan rzeczy wydaje się nie odpowiadać nikomu, dlatego też jest on podtrzymywany.
- pełno osób już nie jest za szczęśliwa, bo Złoty Tydzień jest tygodniem tylko z nazwy. Naprawdę dostaje się trzy dni od ojczyzny, a kolejne dwa trzeba odpracować. Nam ten zaszczyt przypadł na sobotę 27 września i sobotę 11 października. Wiele osób skarży się, że rozwala to normalne weekendy (a i my pod sufit nie skakaliśmy). Wielu obcokrajowców na całe święto po prostu zamyka się w domach i koncentruje na emigracji wewnętrznej zwanej alkoholizmem i oglądaniu seriali. Wizja podróżowania jest przerażająca, ceny noclegów rosną kilkukrotnie, kupno biletów kolejowych graniczy z cudem. O ile w zeszłym roku daliśmy zwyciężyć zdrowemu rozsądkowi, o tyle w tym sezonie zdecydowaliśmy się wystawić na próbę nasze nerwy. Wysiedzenie dziesięciu dni w naszym baodińskim mieszkaniu równoznaczne byłoby z utratą zmysłów, więc postanowiliśmy się oddać tej rozrywce w podróży. Z jednej strony, mamy porezerwowane absolutnie wszystkie hotele i udało nam się też kupić bilety. Z drugiej strony, wiemy, że na 'rodaków' zawsze możemy liczyć. Wyprawa mniej ma służyć obcowaniu z dobrami kultury, a bardziej obserwowaniu chińśkiego święta narodowego w toku. Liczymy, że dzięki temu podejściu uda nam się nie dostawać ataku wściekłości co piętnaście minut. Tylko co dwadzieścia.
ZDJĘCIE: Państwo 'nameinchinese' i ich kolekcja biletów kolejowych. Wystawiano je w oparciu o czasowe pozwolenie na pobyt. Ww. pozwolenie jest w dwóch językach: chińskim i angielskim, ale jak widać, panią z PKPu pokonało. Można powiedzieć, że jest nawet jakaś logika w takim potraktowaniu sprawy, niemniej jednak zazwyczaj mówią do mnie Michał. Bilety kupowaliśmy na jakieś 10-17 dni przed podróżami, tańszych już w ogóle nie było, a i kilka pociągów typu G wyprzedanych. Jeżeli chcecie oficjalne wyjaśnienie, które tu można usłyszeć od każdego: Chiny mają najwięcej obywateli na świecie, 20% ludzkości, ale tylko kilkanaście procent wszystkich torów świata. I gdy to słyszymy, to od razu robi nam się lepiej, że - jak przy każdym święcie - nie da się jechać dokąd i kiedy by się chciało.