Astana jest drugą najzimniejszą stolicą na świecie (pierwsze miejsce piastuje Ułan Bator). Tegoroczna zima przyniosła nam nieco rozczarowań w tym zakresie - wszyscy poznani ludzie opowiadali, że w ubiegłym roku zaczęła się już w październiku i trzymała ostro do marca. Straszono nas fatalnymi mrozami ciągnącymi się pół roku. Kiedy więc pod koniec września ujrzeliśmy za oknami pierwszy w sezonie śnieg, nastawialiśmy się na to, iż temperatury plusowe nie powrócą aż do wiosny.
W praktyce było nieco inaczej. Pogoda poprawiła się w październiku. Zima przyszła dopiero w listopadzie, ale nie rozwinęła swojego wachlarza możliwości - temperatury wahały się między 0 a -10, do tego było dość słonecznie. Dopiero w połowie grudnia termometry zaczęły wskazywać okolice -20 stopni. Po dwóch zimach spędzonych w Moskwie nie robiło to na nas bardzo dużego wrażenia - przyzwyczailiśmy się do tego typu atrakcji i pokornie ubieraliśmy ocieplane majty przed wyjściem z domu. Spacery przestały być przyjemnością, ale Aligator wciąż twardo chodził 20 minut pieszo do Ramstore po ser sulguni i wino Gatto Negro.
W końcu jednak nadszedł ten magiczny czas, kiedy gradusnik pokazał nam wyczekiwane -30 stopni. A następnego dnia -40. Jenot niemal popłakał się ze śmiechu, kiedy porównał warunki pogodowe z tymi na Antarktydzie.
Jak wygląda życie stolicy w takiej pogodzie? Oto garść wiadomości z ostatnich dni:
- Na ulice Astany wysłano policjantów, aby pozbierali bezdomnych i przewieźli ich do ośrodków pomocy. W ciągu jednego dnia służby pomogły 30 osobom. Trochę nas zastanawia, dlaczego czekali aż temperatura zejdzie do -40 stopni, a nie zaczęli walczyć z problemem kiedy zeszła z +1 do 0.
(źródło: https://bnews.kz/en/news/dozens_of_the_homeless_saved_from_frosts_by_police_officers_of_astana) - Odwołano wszystkie zajęcia szkolne i uniwersyteckie. Wszyscy posiadacze kazachskich kart SIM, w tym i my, zostali o tym poinformowani SMS-owo. Czy to oznacza, że w naszym miejscu pracy nie ma uczniów ani nauczycieli? Ależ skąd! To prywatna szkoła, tak więc nie można rodzicom zabronić przyprowadzenia dzieci. I niektórzy to robią. Bo najwyraźniej nie lubią swoich dzieci. A wszyscy pracownicy szkoły muszą w niej przebywać, bo a nuż ktoś przyjdzie na zajęcia.
- Odwołano kursy wszystkich autobusów podmiejskich. Nie podano konkretnej przyczyny tego stanu rzeczy, ale krążą pogłoski, że paliwo jest tak dobrej jakości, iż zamarza.
(źródło: https://i-news.kz/news/2018/01/22/8718742-dvizhenie_vseh_prigorodnyh_avtobusov_pri.html) - Zniesiono opłaty za parkingi przy dworcach i lotnisku! To dość pozytywne zaskoczenie. Przecież można było je podnieść i zarobić więcej...
(źródło: https://i-news.kz/news/2018/01/23/8719420-parkovka_v_aeroportu_i_na_vokzale_v_asta.html) - 28 osób trafiło do szpitali z odmrożeniami, w tym dwie osoby z odmrożeniami drugiego i trzeciego stopnia, a jeden człowiek z czwartego i piątego. Współczujemy i mamy nadzieję, że te 28 osób to nie ekspaci, bo inaczej Astana będzie kolejnym miastem świata z mitem o ekspacie-idiocie.
(źródło: https://i-news.kz/news/2018/01/23/8719750-v_astane_28_chelovek_popali_v_bolnicy_s.html) - 60 wolontariuszy rozdawało gorącą kawę i herbatę na przystankach autobusowych oraz pomagało odwieźć do domów 300 ludzi. To też pozytywne zaskoczenie - nasze relacje z Kazachami póki co nie sprawiły, że uważamy ich za przesadnie empatycznych.
(źródło: https://i-news.kz/news/2018/01/23/8719960-zhitelei_astany_sogrevali_chaem_i_bespla.html) - W internecie krążą filmiki ukazujące oblicza kazachskiej zimy. Niektóre są zabawne, inne raczej smutne. Jednym z hitów jest pani pokazująca najbardziej aseksualny striptiz świata. Inny to niestety zamarznięte zwierzęta w stolicy. Są też filmiki ukazujące odmrożenia u bezdomnych, ale nie będziemy tego linkować.
Teraz jak to wygląda w doświadczeniu bardziej personalnym. Dramaty pogodowe w najmłodszej stolicy świata (ranking psuje nieco Sudan Południowy, ale lubią tu ignorować Dżubę) nabierają różnych wymiarów. Gdy wróciliśmy z noworocznych wakacji, na dzień dobry czekał nas przeskok z dubajskich 21 stopni do astańskich -23, i to jeszcze o 4 w nocy. Następne kilka dni przebiegło względnie normalnie, ale 11 stycznia zaczęło wiać. Nie mówimy tu o jakiejś popierdółce w stylu halnego, mówimy o wietrze, który przestawiał przystanki, zerwał kilka balkonów, obalił choinki stojące przed centrami handlowymi, miotał billboardami reklamowymi, a nawet zabił przynajmniej jedną osobę.
Gdy pracuje się dla bogatych pojebów, to występuje u nich często taka ścieżka rozumowania: mamy pieniądze, więc zasadniczo to już równi bogom, a nasi pracownicy to niewolnicy. Nad ranem 11 stycznia operatorzy komórkowi przysłali wszystkim ostrzeżenia, że wieje tak, że się idzie popłakać i że jak ktoś nie musi, to niech nie wychodzi z domu. Dzieciom odwołano szkołę. Administratorzy placówki prywatnej uznali jednak, że ich prawo nie obowiązuje i nakazali przyjść do roboty wszystkim - dzieciom, nauczycielom, kucharkom, sprzątaczkom, ochroniarzom, szatniarzom, każdemu mającemu szczęście pracować w elitarnej szkole. Spacer o 7:40 był doświadczeniem wielce egzystencjalnym, śnieg miałem dosłownie wszędzie, padało z każdej strony, także z podłoża do nieba, a wiatr wywracał ludzi. Nie dało się patrzeć pod nogi, więc droga do szkoły zajęła ze dwa razy dłużej niż zwykle.
Dopiero koło godziny 12 do administracji dotarło, że czyjś anioł stróż mógł się zagubić w tej zamieci. Prościej sprawy ujmując: ktoś w końcu wyjaśnił w sposób, który dotarł do decyzyjnych cymbałów, że ich wewnętrzne regulacje szkolne nie mogą stać w sprzeczności z kryzysowymi zarządzeniami władz lokalnych. Do tego - o tym doczytałem później - w przypadkach, gdy ktoś w trakcie takiego buranu straci życie lub zdrowie, to wtedy policja i prokuratura przychodzi sprawdzić, czy ta osoba na pewno musiała być w pracy lub drodze do niej. Trudno żeby elektrownie i wodociągi dały pracownikom wychodne, ale jednak, nauczyciele i szatniarze? Kaganek oświaty cenna rzecz, angielski kaganek jeszcze cenniejsza, ale jednak, nie aż tak, żeby składać życie na ołtarzu z tenge, a innych wysyłać z tej okazji na odsiadkę. Jakoś ta wiedza dotarła do przełożonych. W efekcie o 12 z kopiejkami odprawiono nas do domów, przy okazji błagając, żebyśmy na siebie uważali. Myślę, że gdyby jedna z pracowniczek, która jest w ciąży, upadła przez ten buran i straciła dziecko, to wtedy mogłoby się okazać, że przysługuje jej jakieś więcej niż symboliczne odszkodowanie. A przelatującym koszem na śmieci w głowę mógł dostać każdy, niezależnie od bycia w stanie błogosławionym.
Gdy pracuje się dla bogatych pojebów, to występuje u nich często taka ścieżka rozumowania: mamy pieniądze, więc zasadniczo to już równi bogom, a nasi pracownicy to niewolnicy. Nad ranem 11 stycznia operatorzy komórkowi przysłali wszystkim ostrzeżenia, że wieje tak, że się idzie popłakać i że jak ktoś nie musi, to niech nie wychodzi z domu. Dzieciom odwołano szkołę. Administratorzy placówki prywatnej uznali jednak, że ich prawo nie obowiązuje i nakazali przyjść do roboty wszystkim - dzieciom, nauczycielom, kucharkom, sprzątaczkom, ochroniarzom, szatniarzom, każdemu mającemu szczęście pracować w elitarnej szkole. Spacer o 7:40 był doświadczeniem wielce egzystencjalnym, śnieg miałem dosłownie wszędzie, padało z każdej strony, także z podłoża do nieba, a wiatr wywracał ludzi. Nie dało się patrzeć pod nogi, więc droga do szkoły zajęła ze dwa razy dłużej niż zwykle.
Dopiero koło godziny 12 do administracji dotarło, że czyjś anioł stróż mógł się zagubić w tej zamieci. Prościej sprawy ujmując: ktoś w końcu wyjaśnił w sposób, który dotarł do decyzyjnych cymbałów, że ich wewnętrzne regulacje szkolne nie mogą stać w sprzeczności z kryzysowymi zarządzeniami władz lokalnych. Do tego - o tym doczytałem później - w przypadkach, gdy ktoś w trakcie takiego buranu straci życie lub zdrowie, to wtedy policja i prokuratura przychodzi sprawdzić, czy ta osoba na pewno musiała być w pracy lub drodze do niej. Trudno żeby elektrownie i wodociągi dały pracownikom wychodne, ale jednak, nauczyciele i szatniarze? Kaganek oświaty cenna rzecz, angielski kaganek jeszcze cenniejsza, ale jednak, nie aż tak, żeby składać życie na ołtarzu z tenge, a innych wysyłać z tej okazji na odsiadkę. Jakoś ta wiedza dotarła do przełożonych. W efekcie o 12 z kopiejkami odprawiono nas do domów, przy okazji błagając, żebyśmy na siebie uważali. Myślę, że gdyby jedna z pracowniczek, która jest w ciąży, upadła przez ten buran i straciła dziecko, to wtedy mogłoby się okazać, że przysługuje jej jakieś więcej niż symboliczne odszkodowanie. A przelatującym koszem na śmieci w głowę mógł dostać każdy, niezależnie od bycia w stanie błogosławionym.
Drugi raz walenie głupa przyszło niewiele później. Jak już wspominaliśmy, władze stolicy starają się myśleć i nierzadko już wieczór wcześniej piszą mieszkańcom, że będzie po chuju kurwa i że odwołują zajęcia dla klas np. 0-4, albo też dla wszystkich, w tym i uniwersytetów. Bo jak jest -35, to lepiej żeby ludzie nie łazili po mieście, choćby dlatego, że - jak już wspomnieliśmy - autobusom zamarzało paliwo i przez jakiś czas nie kursowały, a na taksówkę czekało się ponad godzinę. O ile my mieszkamy spacer od szkoły, o tyle jednak to miasto parę kilometrów ma, więc niektórzy po prostu nie mają się jak dostać na swój zakład. Sensowniej odwołać przynajmniej szkoły i uniwersytety - mniej osób będzie snuło się po mieście - ale oczywiście, prywatna placówka wie lepiej. Dalej, wiedząc wieczór wcześniej, że pogoda nie z tych spacerowych, rodzice mają czas, żeby poszukać niani i zastanowić się, jakie mają plany dla dziecka na nadchodzący dzień. Nasza szkoła twierdzi, że nie musi się temu podporządkowywać, więc pisze nam o tym dopiero o 7-7:15 rano. Czekając na nie wiem co, że nagle przez noc skoczymy z orzeźwiających -35 do miłych +20? Czy choćby -20? Prognoza pogody w miarę się tu sprawdza, a jak się myli, to o 2 stopnie, nie o 10. Czy będzie -36, czy też -33, to naprawdę nie zmienia już wiele. Od 21 do 26 stycznia zajęcia dla wszystkich były odwołane, mimo tego cały kolektyw nauczycielski siedział w szkole, odchodząc od zmysłów co ze sobą robić. Rozegrano turnieje ping-ponga, siatkówki, oglądano filmy, żarto, pito po cztery kawy, a przede wszystkim wkurwiano się do łez na debilizm administracji, która trzyma ponad setkę osób w pracy, gdzie niczego zrobić się nie da. Bywały koncepcje szkoły bez nauczycieli, ale bez uczniów? Z jednej strony, każdy woli uczyć, bo przynajmniej czemuś to służy. Z drugiej, każdy ma też doświadczenie spania na szkolnej ławce. Dzięki tej polityce mogłem zgłębić tajniki gry Cthulhu Virtual Pet i popisać sobie o nominacjach do Oscarów. Przy okazji snując przemyślenia: jakim cudem ktokolwiek przeżył zesłanie do Kazachstanu?
Waląc w metaforyczny bambus, pracownicy szkoły zostali pasjonatami pogody, a konkretnie ekstremów. Prognozy czytamy na kilku różnych portalach. Wypatrujemy zwłaszcza buranów, ale i tymi mrozami z okolic -36 nie gardzimy. Spotykasz kogoś z kim cztery miesiące nie gadałeś, a tu ci zagajają:
- Widziałeś? Widziałeś? Jutro też -34! Nie przyjdą!!!
Poza tym że wyjść z mieszkania za bardzo się nie da, zakupy robi się na biegu w drodze z pracy, to są plusy. Za to siedzenie w pustych klasach i granie w Cthulhu płacą.
Hardkorowy mróz ma potrwać do 26 stycznia. Potem temperatury mają wrócić do cieplarnianych -20-kilku stopni. Już nie możemy się doczekać, stroje plażowe gotowe, ponton nadmuchany...
Oto mapa do szczęścia!
- Widziałeś? Widziałeś? Jutro też -34! Nie przyjdą!!!
Poza tym że wyjść z mieszkania za bardzo się nie da, zakupy robi się na biegu w drodze z pracy, to są plusy. Za to siedzenie w pustych klasach i granie w Cthulhu płacą.
Hardkorowy mróz ma potrwać do 26 stycznia. Potem temperatury mają wrócić do cieplarnianych -20-kilku stopni. Już nie możemy się doczekać, stroje plażowe gotowe, ponton nadmuchany...
Oto mapa do szczęścia!