Dzieje się zoo.
Koncepcja powróciła w grudniu, ale tym razem nie chodziło o samo czytanie, ale już o pisanie książek. Ogłoszono szkolny konkurs na młodych pisarzy. Do dzisiaj nie został rozstrzygnięty, według mojej wiedzy z powodu zerowej liczby zgłoszonych prac.
Na początku stycznia rozpoczęto więc męczenie nas, żebyśmy piłowali uczniów do pisania, oczywiście najlepiej po angielsku. Możemy powołać się na przypadek Anne Frank, a historia zna nawet i młodszych autorów, ale jednak literatura tworzona przez dziewięciolatków nie ma większego wzięcia. Zwłaszcza jeżeli mieliby tworzyć w języku, który ledwo znają i w którym nie są w stanie napisać więcej niż kilka linijek (z błędami rozmiarów kazachskich wielbłądów z okolic Szymkientu). Rozwieszono plakaty propagandowe, ale i tak nikt niczego nie przyniósł, więc pomyślano co by z tym można jeszcze zrobić. Musiały to być wielkie debaty najtęższych umysłów - ja znam tych ludzi i wiem o czym mówię. Okna musiały zaparować, gdy w końcu postawiono diagnozę: dzieci nie piszą, bo nie czytają! (To akurat dyskusyjne, bo mam uczniów, którzy czytają i to niemało, ale owszem, więcej mam takich, którzy lubią gry video, co bardzo nie dziwi.) Promocję czytelnictwa zrzucono więc na barki nauczycieli.
Niektórzy jednak okazali się bardziej zapaleni do walki z przerażającym analfabetyzmem. Jedna z mych współpracowniczek wymyśliła, że nic tak uczniów nie zachęci do czytania jak trochę okołokorporacyjnej papierologii. Stworzyła więc log, w którym uczniowie mają zapisywać co, gdzie i kiedy przeczytali, oczywiście po angielsku. Ponieważ tak wrażliwych kwestii, jak rozwój czytelniczy ucznia, nie można powierzyć ślepemu losowi, wszyscy muszą czytać to samo i to na akord, podług olimpijskiej logiki, czyli kto pierwszy, ten lepszy. Na chrzest bojowy poszła książka 'The Paperboy'. Nie podobała się absolutnie nikomu poza osobą, która ją wybrała (mnie też nie, ale ja przynajmniej nie musiałem na nią wypełniać tabelki). Jeden z uczniów próbował przechytrzyć system i wpisał, że czytał ją już pięć razy, log ma pełen, więc przecież jasne, że nie musi już więcej czytać w tym semestrze. Oczywiście takie tłumaczenie nie przeszło i będzie mógł on w dalszym ciągu rozwijać pasję czytelniczą.
Nie wpadli jednak na to, że efekt może być dokładnie odwrotny od zamierzonego. Dla moich uczniów idolami są ludzie w stylu Messiego, Ronaldo i Neymara. Kadra nauczycielska stanowi dla nich taki wzorzec i obiekt podziwu jak mniej więcej kolonia karaluchów. W efekcie cały plan może spowodować, że na widok ukochanych pedagogów z książkami w dłoniach, czytanie obrzydzi się uczniom do końca świata. Natomiast ci, którzy czytają - przestaną, bo będzie im wstyd.