Nasza irlandzka koleżanka, Ciara, jest od nas nieco młodsza. Chwilę temu zaczęła swoją pierwszą przygodę z Chinami, tak więc jest wszystkiego ciekawa, na wszystko otwarta i nastawiona pozytywnie. Szczęśliwie, trafiła do miejsca, w którym bardzo szybko wybiją jej z głowy pomysły takie jak bycie miłą i wyrozumiałą. Z miesiąc wstecz chciała uczniom nosić torty z okazji Halloween, zapraszać ich na wieczorki tematyczne, wymieniać mądrościami i służyć za latarnię morską pośród oceanów życia. Już tego wiele nie zostało, ale jeszcze zdarza jej się pomylić i zastosować normy świata zachodniego do otaczających ją realiów. Nie sądzimy jednak, że popełni podobny błąd w dającej się przewidzieć przyszłości. Ostatnia taka pomyłka trochę ją kosztowała i mówimy tu o wymiarze związanym z głównym kierunkiem naszych studentów, czyli ekonomią.
Tytułem statystyki, każde z nas ma około trzystu-czterystu studentów. Wszystkich dobrze siłą rzeczy nie znamy, ale niektórych kojarzy się więcej niż dobrze - bo albo są badzo dobrzy, albo bardzo chcą się przyjaźnić, albo są charakterystyczni, albo są tak przeraźliwi głupi i prymitywni, że nie da się ich ignorować (np. po pierwszym tygodniu Ciara pytała nas, co robić z chłopakiem, który odcharkuje i pluje pod siebie przez całą lekcję).
Wspominaliśmy kiedyś, że znamy Betty, która tyra, żeby zdobyć cenną notę z egzaminu i pożegnać najlepszy kraj świata na przynajmniej rok. Chłopakiem Betty jest Michael i stanowią najbardziej kontaktową parę ze wszystkich nam tu znanych. Zaprzyjaźnieni są niemal ze wszystkimi nauczycielami, prezentują raczej wysoki poziom zachowań i wiedzy, więc każdy ich lubi.
No i nagle w środku lekcji z Ciarą Betty dostała ataku dzikiej histerii i z tymże wybiegła na korytarz. Ciara stanęła przed dylematem: albo zostawić całą grupę i pomagać Betty, albo olać Betty i robić dalej swoje. Człowiek młody, to i jeszcze nie wie, więc w imię licznych wspólnych posiłków i przyjaźni student-nauczyciel, człowiek Wschodu-człowiek Zachodu, stwierdziła, że musi się rozgrywać jakiś dramat i że wypada jednak być człowiekiem. Z duszą na ramieniu zostawiła grupę samą sobie i poszła zobaczyć, co wywołało to zamieszanie. Okazało się, że chłopak Betty, Michael, postanowił ją porzucić.
Szok, niedowierzanie, dramat. Par pośród naszych studentów jest bardzo mało, a jak już jakaś jest, to od razu chcą brać ślub i twierdzą, że do końca świata się nie rozstaną. A tu jeszcze taka modelowa para... Ciarze przed oczyma stanęły sceny Michaela otoczonego wianuszkiem tajskich prostytutek, usidlonego oparami opium, ewentualnie Betty odkrywającej, że zdała test ciążowy i że ma z niego świadectwo z czerwonym paskiem.
Ciara próbowała Betty uspokoić, dowiedzieć się nieco więcej o tym wszystkim, pozapewniać ją, że się wszystko ułoży i żeby olała bydlaka. Ostatecznie, podczas płaczu i zgrzytania zębów udało się ustalić przyczynę dramatu:
MICHAEL NIE CHCIAŁ IŚĆ NA SPACER NA BOISKO SZKOLNE
Biorąc pod uwagę panujące tu ostatnimi czasy temperatury, decyzja ta świadczy o zdrowym rozsądku. Niestety, Betty nie podzielała jakoś tej mądrości i uznała, że jego brak ochoty na łażenie po zimnicy świadczy o tym, że ma inną.
Aby pocieszyć załamaną uczennicę, Ciara zaproponowała, że wieczorem zabierze ją na kolację. Zazwyczaj oznacza to wyprawę do jednej z naszych szkolnych stołówek, które oferują - nie przesadzam - kilkaset różnych potraw w cenach do 20 RMB (a nawet bardziej do 10). Znaleźć można chyba wszystko, są nawet dania w wersji halal, kilkadziesiąt zup, makaronów, wariantów podania ryżu, pierogów. Ba, jest nawet sekcja koreańska i sushi (chociaż bardziej kimbap, czyli odmiana koreańska, z parówką). W wersji deluxe zdarzało nam się chodzić z uczniami do lokalu za winklem, gdzie makaron kosztuje 8 RMB i dają do niego dobry sos. Dają też kacze głowy po 2 RMB.
Z racji wagi wydarzenia, Ciara chciała pokazać Betty uroki zachodniego jedzenia - tak pod względem kulinarnym, jak i sposobie podania, więc ostatecznie skończyło się na tym, że zabrała ją do flagowej knajpy, czyli Route 66.
W Route tanio nie jest, ale dla odmiany jest dobrze - pizza pod 100, piwo 18 za Tsingtao, 45 za Hoegardeena, 45 za kielec wina. Menu bardzo zachodnie, z naciskiem na pizze i makarony. Oczywiście, młoda para do wieczora się pogodziła - cymbał zgodził się odmrozić sobie rzyć i iść na ten debilny spacer, w końcu dysproporcja płci nie stawia go w korzystnej sytuacji. Jednak status ich związku okazał się najmniejszym problemem.
Po pierwsze - Betty postanowiła na kolację zabrać swojego chłopaka i... koleżankę. No bo skoro zapraszają, to czemu nie? Koleżankę znam lepiej niż bym chciał, bo to takie chamiszcze, że po pierwszej lekcji ją pamiętałem - jeszcze wtedy nie odbierało się ludziom telefonów, bo nikt się nie wydurniał ze słuchaniem muzyki. Poza nią. Dziewczyna ma wyjebane na wszystko, że oddychać się odechciewa, gdy się na nią patrzy. Zawsze jest zajęta czymś niepotrzebnym, potrafi się spóźnić i dwadzieścia minut, a o żadnej formie grzecznościowej jeszcze w życiu nie słyszała.
Po drugie - po zapoznaniu się z menu nasi studenci rzucili się zamawiać jak dzicy. Wydawało się, że wiele nie jedzą - w końcu ludowa mądrość mówi, że duże oczy, mały żołądek - ale skoro już zostali zaproszeni... To czemu nie zamówić sobie sałatki z łososia, innych przystawek, a do tego całej serii napojów (zimnych i ciepłych, po dwa na głowę) i deserów? Nie mogli się zdecydować, którą pizzę wziąć, więc wzięli dwie. Oczywiście po to, żeby wszystko rozbabrać i zostawić. Jak zapytasz, to oczywiście wyjaśnią nam, że taka kultura panuje tutaj, ale jak sami płacą, to jakby mniej to kultywują. Jeszcze jacyś biznesmeni na kolacjach, nasz dawny dyrektor czasami tak robił, ale studenci? Bądźmy poważni. Jeszcze tak na oko, to Betty waży mniej niż jeden z moich kotów, a gdy z nami jadała, to ledwo dawała radę zjeść małą zupę. A tu nagle taki ogień do jedzenia!
Po trzecie - ledwo zostali przedstawieni innym obcokrajowcom, którzy to zbierają się w Route 66 (a Ciara zna chyba wszystkich w całym Baoding), to ją zostawili przy stoliku i latali po całej knajpie. Przy okazji robili sobie zdjęcia w objęciach z obcymi ludźmi, a koleżanka nawet uderzyła w amory do nauczyciela z USA. Cała kolacja wyglądała tak, że Ciara została z górą jedzenia, smętnym spojrzeniem niedowierzania, a tamci zachwyceni biegali po okolicy, gadali z innymi. Co jakiś czas podbiegali do stołu, żeby wziąć trochę jadła i znowu znikali.
Nie ma chyba potrzeby precyzowania tego, kto miał przyjemność zapłacenia za taksówkę do i z knajpy.
Uczniom bardzo się spodobało, mają nadzieję, że jeszcze kiedyś uda im się wybrać wspólnie z Ciarą na jakąś kolację. Jej nieco mniej, bo w samej knajpie zostawiła 302 RMB. Bywaliśmy na pracowniczych bankietach, które mniej kosztowały, chociaż obżerało się na nich z dziesięć osób.
Gdy nam o tym opowiadała, to świadomość, że pomogła studentom uratować cenny związek, nie wydawała się rozgrzewać jej serca i nastrajać pozytywnie do stania się ratowniczką miłości na pełen etat. Inna sprawa, że przy takich wydatkach, pieniędzy z zasadniczego etatu mogłoby jej nie wystarczyć.
Czego uczy nas ta historia?
Po pierwsze, trzymaj się jak najdalej od życia prywatnego swoich studentów. Zwłaszcza jeżeli są to studenci z Chin, chociaż i pewnie gdzie indziej można by się tak przejechać. Ich życie, ich sprawy.
Nie próbuj nikomu pomagać z czymkolwiek innym niż materia, której uczysz. Nie próbuj być wyrozumiałym, nie próbuj nikomu współczuć, nie miej nigdy czasu dla nich poza lekcjami i ewentualnie jakimiś małymi spotkaniami na terenie szkoły. Gwarantuję, że do godziny wystarczy.
Zbyt często pojawia się temat tego, że ludzie zachodni są bardzo bogaci (my już się kiedyś dowiedzieliśmy, że zarabiamy 20 tysięcy RMB miesięcznie), że z tej okazji nie jest dla nas żadnym problemem robienie im takich właśnie prezentów. Do tego przecież wszyscy mamy hektary czasu wolnego (bo skoro chińscy nauczyciele robią zawsze to samo i niczego nie przygotowują, to automatycznie znaczy, że my też niczego nie robimy), więc to właściwie jest dla nas przyjemność, żeby w taki sposób spędzić piątkowy wieczór. Czy też niedzielny poranek, najlepiej około godziny 7.
O ile zdarzało się, że nam ludzie pomagali bezinteresownie i spędzali z nami czas, bo czerpali z tego przyjemność, o tyle ogół interesuje się białymi, żeby pochwalić się kolegom, jakimi to są światowcami. Niestety, konkluzja jest smutna, ale dość dużo osób do niej po jakimś czasie i czymś w stylu takiego spotkania dochodzi.