Jak Rosja, to musi być wódka, chleb, nie może zabraknąć matrioszek, jajek Faberge, konieczny jest też Lenin, trochę prawosławia, symboliczny Stalin, niemało Putina, do tego krokodyl Gienia i Czeburiaszka - z takiego założenia wyszli obecni gospodarze Kremla przy bazarze Izmaijłowskim. Sam targ słynie jako absolutnie najlepszy adres do kupienia rosyjsko-radzieckich suwenirów. Moje wspomnienia z sierpnia 2002 roku koncentrowały się na tym, że bazar jest zatłoczony, wrzaskliwy, pełen zarówno sprzedawców jak i klientów, ale raczej turystów niż lokalnych. Pamiętałem, że dało się dostać tam całkiem fajne rzeczy - reprodukcje lub oryginały plakatów z poprzedniej epoki, ordery, monety, ładne matrioszki, książki, a nawet pełne umundurowanie z czasów, w których dziadek szedł na Berlin.
W listopadzie AD 2015 wrażenia były skrajnie odmienne. Wiele stoisk było nieczynnych. Turystów jak na lekarstwo, więc zdeterminowani sprzedawcy dokładali starań, żeby zainteresować nas swoją ofertą. Do tego stopnia obłędu, że facet z futrem z lisa gonił nas przez solidny kawałek, oczywiście zapewniając, że musimy mieć taką piękną kurteczkę. Jakość towaru raczej spadła, da się wynaleźć ciekawe rzeczy (np. porcelanowe figurki przedstawiające szopy pracze), ale powodzenia ze zdobyciem koszulki o sensownej gramaturze bawełny. Konkurs na turystyczny rekord kiczu wygrała pozytywka: nakręcamy, obraca się najsłynniejsza cerkiew świata i gra nam...
Katiuszę.
Jak na złość, pamiątki z krokodylem Gienią były jednocześnie i brzydkie, i drogie. Szczęśliwie, jest też stara część bazaru, na pięterku. Siedzą tam ludzie, których zdecydowanie obejmuje plan emerytalny i sprzedają, co też im los podarował w swej umiarkowanej łaskawości. Na ich straganach da się znaleźć ciekawe rzeczy, chociaż głównie tony nikomu niepotrzebnego barachła (w stylu archiwalne numery Cosmopolitan lub gry na CD). Na pociechę można dodać, że wszystko jest autentyczne (np. używane szklanki do wódki, już od 15 rubli). Skala cen od bardzo tanio do bardzo drogo, oczywiście międzynarodowym prawem bazarów targowanie jest jak najbardziej wymagane. Wiadomo też co się dzieje, gdy widzą turystów i w jakie rewiry idą ceny. Ja sobie mogę zapytać po rosyjsku i zazwyczaj od razu się nie zorientują, że nie ichni (to następuje po wymianie drugiego zdania), ale anglojęzyczni już na wejściu mają solidnie drogo.
W listopadzie AD 2015 wrażenia były skrajnie odmienne. Wiele stoisk było nieczynnych. Turystów jak na lekarstwo, więc zdeterminowani sprzedawcy dokładali starań, żeby zainteresować nas swoją ofertą. Do tego stopnia obłędu, że facet z futrem z lisa gonił nas przez solidny kawałek, oczywiście zapewniając, że musimy mieć taką piękną kurteczkę. Jakość towaru raczej spadła, da się wynaleźć ciekawe rzeczy (np. porcelanowe figurki przedstawiające szopy pracze), ale powodzenia ze zdobyciem koszulki o sensownej gramaturze bawełny. Konkurs na turystyczny rekord kiczu wygrała pozytywka: nakręcamy, obraca się najsłynniejsza cerkiew świata i gra nam...
Katiuszę.
Jak na złość, pamiątki z krokodylem Gienią były jednocześnie i brzydkie, i drogie. Szczęśliwie, jest też stara część bazaru, na pięterku. Siedzą tam ludzie, których zdecydowanie obejmuje plan emerytalny i sprzedają, co też im los podarował w swej umiarkowanej łaskawości. Na ich straganach da się znaleźć ciekawe rzeczy, chociaż głównie tony nikomu niepotrzebnego barachła (w stylu archiwalne numery Cosmopolitan lub gry na CD). Na pociechę można dodać, że wszystko jest autentyczne (np. używane szklanki do wódki, już od 15 rubli). Skala cen od bardzo tanio do bardzo drogo, oczywiście międzynarodowym prawem bazarów targowanie jest jak najbardziej wymagane. Wiadomo też co się dzieje, gdy widzą turystów i w jakie rewiry idą ceny. Ja sobie mogę zapytać po rosyjsku i zazwyczaj od razu się nie zorientują, że nie ichni (to następuje po wymianie drugiego zdania), ale anglojęzyczni już na wejściu mają solidnie drogo.
Sam bazar to jednak nie wszystko. Jest też wspomniany Kreml Izmaiłowski.
Jest to wiśnia na tym torcie.
Wygląda to jak sen szalonego patrioty, najbardziej przaśny obraz Rosji jaki można sobie wyobrazić. Gdyby Rosja podbiła cały świat, tak wyglądałaby miejsca pamięci, połączenie historii z plastikiem. Czegóż tam nie ma... Muzeum wódki, muzeum chleba, muzeum floty (maltańskiej... Nie, żartowałem, jasne że rosyjskiej), muzeum zabawek, miniatur, muzeum animacji rosyjskiej. Chcieliśmy iść do tego ostatniego, ale pani na wejściu ostrzegła nas, że jest to bardzo skromna wystawa. Widok za jej plecami pozwalał zrozumieć, że nie kłamie, a naturalnych rozmiarów styropianowy Batman nie wróżył możliwości ekstatycznego obcowania z klasyką rosyjskich filmów rysunkowych. O muzeum wódki ludzie dość zgodnie pisali, że jest to głównie kolekcja pustych butelek, 150 rubli to nie fortuna, ale jednak niekoniecznie. Między atrakcjami przechadzają się pracownicy w tradycyjnych strojach, jest nawet cerkiew (najwyższa drewniana cerkiew w Rosji, dumne 46m i patronat św. Mikołaja), a także hotele i hostele. Nazwy tych obiektów są średnio natchnione - Piotr I i Katarzyna II. Hostel Piotr I wyglądał tak, że obawiam się, że oryginał brzydziłby się tam skorzystać z toalety, o spaniu nawet łaskawie nie wspominając. Można iść nawet dalej, można sobie zorganizować ślub. Ba, nawet pojeździć na koniku, wyprawić bankiet, no jest tam po prostu wszystko, a nawet więcej.
Jest to wiśnia na tym torcie.
Wygląda to jak sen szalonego patrioty, najbardziej przaśny obraz Rosji jaki można sobie wyobrazić. Gdyby Rosja podbiła cały świat, tak wyglądałaby miejsca pamięci, połączenie historii z plastikiem. Czegóż tam nie ma... Muzeum wódki, muzeum chleba, muzeum floty (maltańskiej... Nie, żartowałem, jasne że rosyjskiej), muzeum zabawek, miniatur, muzeum animacji rosyjskiej. Chcieliśmy iść do tego ostatniego, ale pani na wejściu ostrzegła nas, że jest to bardzo skromna wystawa. Widok za jej plecami pozwalał zrozumieć, że nie kłamie, a naturalnych rozmiarów styropianowy Batman nie wróżył możliwości ekstatycznego obcowania z klasyką rosyjskich filmów rysunkowych. O muzeum wódki ludzie dość zgodnie pisali, że jest to głównie kolekcja pustych butelek, 150 rubli to nie fortuna, ale jednak niekoniecznie. Między atrakcjami przechadzają się pracownicy w tradycyjnych strojach, jest nawet cerkiew (najwyższa drewniana cerkiew w Rosji, dumne 46m i patronat św. Mikołaja), a także hotele i hostele. Nazwy tych obiektów są średnio natchnione - Piotr I i Katarzyna II. Hostel Piotr I wyglądał tak, że obawiam się, że oryginał brzydziłby się tam skorzystać z toalety, o spaniu nawet łaskawie nie wspominając. Można iść nawet dalej, można sobie zorganizować ślub. Ba, nawet pojeździć na koniku, wyprawić bankiet, no jest tam po prostu wszystko, a nawet więcej.
Gdyby mnie ktoś pytał, czy warto, to powiedziałbym, że tak. Bazar pozwoli zakupić pamiątki w cenie nieco bardziej przyjaznej niż sklepy w centrum, wybór też jest całkiem dobry. No a wiśnia na torcie pozwoli człowiekowi docenić, że tam nie mieszka.
Ostatnią odkrytą przez nas radością jest ta związana z dostawaniem się do atrakcji. Należy przejechać metrem do stacji Partizanskaya, gdzie witają nas piękne rzeźby.
Z powodów bliżej nam nieznanych, na oficjalnej stronie postanowiono przetłumaczyć nazwę stacji.
http://www.kremlin-izmailovo.com/english - metro Guerrila
Tak więc nie Partizanskaya.
Guerrila.
Z powodów bliżej nam nieznanych, na oficjalnej stronie postanowiono przetłumaczyć nazwę stacji.
http://www.kremlin-izmailovo.com/english - metro Guerrila
Tak więc nie Partizanskaya.
Guerrila.