Znaleźliśmy ofertę: wiele pozycji uniwersyteckich w prowincji Yunnan, zapraszamy pary. A co tam, wyślemy się. Odzew następnego dnia, rozmowa umówiona na 10 rano.
O 10 pani nie ma na Skype. Pojawia się chwilę potem.
O 10:20 nieśmiało zaznaczamy, że jesteśmy i czekamy.
O 10:30 pani wgrywa sobie zdjęcie profilowe. Wymieniamy spojrzenia, ja sobie idę zapalić.
W końcu koło 10:40 pogadaliśmy, łącznie jakieś 12 minut. Chinka była przygotowana jak to one - o, to macie wyższe wykształcenie? O, to masz CELTĘ? O, macie wizy i już pracowaliście w Chinach? Kurwa, po to chyba zbierasz CV, żeby mnie o to nie pytać!
Okazało się, że z tym uniwersytetem w Yunnanie to nie do końca aktualne, ale w zamian może nam zaoferować uniwersytet w Chengdu. Ech, rekruter numer milion. Dobrze, co tam jest? 6000 miesięcznie, 7000 bonusu, 20 lekcji w kontrakcie, ale pracuje się tak naprawdę mniej. OK, nie brzmi źle, jesteśmy zainteresowani, chociaż szczerze nie przepadam za tym, gdy mi reklamują pracę jako ‘będziesz miał wolne’.
Kolejna rozmowa umówiona, tym razem już z Chengdu. Zaznaczono nam, że muszą nam pójść na rękę, bo w piątek o 16:30 to oni tam już nie pracują. No niestety, my w piątki pracujemy do 15:30, więc nie damy rady wcześniej. Ale znak niezły, czyli najpóźniej o 4 zwijają się do domu, brzmi dobrze.
Tym razem, dla odmiany, pani była w miarę punktualnie. Pogadaliśmy, pytania dość dziwne jak na pozycję uniwersytecką: czy umiemy uczyć małe dzieci, bo obok uniwersytetu pani ma również pozycje w training centre. No my akurat training centre znamy bardzo dobrze, więc wolelibyśmy coś innego. Dobrze, to ona podeśle kontrakt.
Jak ten kontrakt zobaczyłem, to musiałem się napić.
Solidnie.
A potem bardzo delikatnie odpisać.
Że to jest kontrakt z training centre. Że brakuje w nim jakichkolwiek zapisów korzystnych dla pracownika, za to pełno jest wielce fatalnych - kary, kary i kary. Delikatnie wspomniane jest, że uczy się w różnych miejscach, a co z czasami dojazdów? Godziny pracy ‘mogą przypaść od 7 do 23’? Toż na plantacjach bywało lepiej. Brak definicji lekcji (czy to 40-45-50-60 czy 90 minut). Nadgodziny rozliczane systemem dwutygodniowym? 26 lekcji tygodniowo? Pieniądze słabe jak za taki wycisk, 5500 RMB, bonusu 3000 RMB za rok, to już niemal kpina. Nadgodziny płatne 60 RMB, to zdecydowanie poniżej jakiejkolwiek rozsądnej stawki. Aż zaszukałem ich po necie, znalazłem więcej niż mi było potrzebne. Reputacja koszmarna, nikt tam nie chce pracować, o wszystko walka z właścicielką. Dojazdy na lekcje zajmują więcej niż lekcje, oczywiście nie wliczają się w czas pracy. To nie są miejsca rozrzucone po mieście, ależ nie! Możesz dostać destynację jakieś dwie godziny od Chengdu. Jeżeli się autobus spierdoli i się spóźnisz - płacisz karę. Jeździłem w wakacje po Syczuanie, nie wiem, czy chociaż jeden autobus przyjechał i odjechał punktualnie. Ktoś nawet rozliczył ile mu wychodziło za godzinę pracy, jakieś żenujące 30 RMB. Jeszcze biorąc pod uwagę jak wiele musi szkoła sobie życzyć za lekcje z dojazdem, to może koło 20% tego, co się wyrabia, się widzi na oczy. No chyba, że się spóźnisz, to wtedy płacisz karę według stawek mniej więcej realnych. Kpina, po prostu kpina. Odpisaliśmy, że nie widzimy tego i że kurwa wspominaliśmy łaskawie, że nie chcemy training centre. A już na pewno nie chcemy zarabiać tak mało, nie chcemy jeździć po wypizdowach i jeszcze ciągle podpadać pod jakieś kary.
Dzięki tej odpowiedzi, dowiedzieliśmy się, że jako Polacy nie możemy dostać pracy w Chengdu. Wprawdzie sprawdzenie tego miało zająć pięć dni, ale skoro odrzuciliśmy tę cudowną ofertę, to pani wiedziała po jednym.
Nie jesteśmy przesadnie zdeterminowani do rąbania kolejnego roku w Chinach. Ba, z radością zobaczylibyśmy sobie inny kawałek świata i nie ustajemy w poszukiwaniach. Zostanie w Chinach miałoby trochę plusów, ale większość ofert to wściekłość i płacz. Ludzie piszą, że sytuacja przez ostatnie lata się raczej pogarsza - kiedyś podobno można było mieć płacone wakacje, teraz to rzadkość. Ceny dla uczniów poszły srogo do góry, wynagrodzenia nauczycieli nie. Wszystko napędza tępa chciwość, która rośnie na chińskiej biurokracji (zwłaszcza zdobywaniu wiz) i pośrednictwie. Rekruter rekrutuje do rekrutera. Problem, że większość szkół z nich korzysta, lub też oferuje takie warunki, że idzie usiąść i zapłakać. Co człowieka tu trzyma to smutny fakt, że sytuacja w Polsce jest jeszcze gorsza - większa zachłanność, większe koszta życia, niższe płace, o wiele trudniej ze znalezieniem pracy.