Zastanowiło wszystkich, skąd i jakie plecy ma Żanat, bo jeszcze rok temu uczył matematyki w klasach 6-9. Rodzice jednej z klas siódmych mieli pewne podejrzenia co do jakości jego nauczania i zabrali swoje dzieci na jakiś narodowy egzamin. Tam poszło idealnie, nasi uczniowie oblali test z wielkim hukiem, do tego zrobili średnio mniej punktów niż uczniowie ze szkół publicznych, które mają tu opinię legendarnie złych. Rodzice się słabo ucieszyli i narobili gnoju - a to chamy! - więc pod koniec roku na pedsowiecie (czyli radzie pedagogicznej) Żanata zlinczowano publicznie, obarczono winą o ten wstyd i w ogóle prawie zesłano do gułagu. We wrześniu zaś mianowano wicedyrektorem, może uznając, że w ten sposób narobi mniej szkód niż jakby uczył.
Żanat edukował syna współpracowniczki. Pod koniec czwartego semestru ta nieszczęsna kobieta zalogowała się do naszego cudownego systemu oceniania, żeby zobaczyć jak synowi poszło z matematyki, bo wiedziała, że to nie jest jego najmocniejsza strona. Skala ocen jest 0-8: 0 oznacza, że nie pojawił się, a 8 dla takich, że im Schroedinger nosi kątomierz. Z przerażeniem zobaczyła, że syn ma 1. Wiedziała, że orłem nie jest, ale 1 to dają za to, że się podpiszesz, a jej dziecię jednak coś tam z matematyki ogarnia. Pognała więc do Żanata, że chciałaby zobaczyć test swojego syna.
Okazało się, że Żanat testy zgubił. Żeby jakoś z sytuacji wybrnąć, zmienił ocenę z 1 na 7. Był wielce zdziwiony, że ona jakaś taka niepocieszona, przecież 7 to bardzo dobra nota, o co drzeć dupę?
Właśnie dlatego od września jej potomek idzie do innej szkoły.
Teoretycznie.
Praktycznie dostanie czegokolwiek po listopadzie graniczyło z cudem. Szkoła uznała, że mamy już wystarczająco dużo klejów, kredek, nożyczek i farb do końca maja. W lutym przez dobre dwa tygodnie nie mogliśmy drukować, bo skończyły się tonery, a szkoła była w trakcie 'negocjowania kontraktu z wykonawcą usługi'. Na ludzki: szkoła nie zapłaciła za napełnienie tonerów, więc firma odmówiła świadczenia nam usług dopóki nie zapłacą. W końcu uczniowie uiścili czesne za marzec i udało się 'wynegocjować kontrakt', czyli zapłacić pieniądze, które szkoła była winna tej nieszczęsnej firmie. Tak mniej więcej działał 'resource manager' przez cały rok.
Przez dwa miesiące szukałem Żanata, żeby dostać nowe markery. Przez dobry miesiąc nie byłem w stanie pisać na tablicy, szczęśliwie mamy też elektroniczne, ale najlepiej uczy mi się używając jednocześnie tradycyjnej i multimedialnej. Zestaw markerów standardowo zapewniany przez szkołę kosztował chyba jakieś 1100 KZT i oferował cztery kolory. Wystarczy, pod warunkiem, że są.
Krążyła też taka opowieść, że jeżeli chodzi się z Żanatem na siłownię i jest się ładną dziewczynką, to wtedy zdobywanie markerów jest o wiele łatwiejsze niż jak się nie chodzi na siłownię z Żanatem i nie jest się ładną dziewczynką.
* Debilizm jest chorobą, która nie jest śmieszna i obecnie nie powinno się używać tego terminu, bo jest nacechowany negatywnie. Jednak brakuje mi słów bardziej adekwatnych do określenia poziomu Żanatów, z którymi, niestety, pracuję.