Astana oferuje szeroki wachlarz centrów handlowych. Większość z nich składa się z obowiązkowego marketu spożywczego i galerii butików odzieżowych - głównie sieciówek znanych z Europy, ale bywają też bardziej designerskie marki lub sklepy z cyklu "Kogo na to stać?" (centrum handlowe Saryarka ma bogatą ofertę sukni balowych...) oraz "Na co to komu?" (pobliski Mega Silkway posiada w ofercie salon firmowy Moleskine).
Przyjrzyjmy się wybranym miejscom, aby wiedzieć lepiej, gdzie warto oddawać się szaleństwom konsumpcyjnym, a gdzie raczej nie.
Khan Shatyr
Chociaż bryła budynku robi wrażenie, wnętrze jest troszkę rozczarowujące.
Jeżeli zaś chodzi o sklepy - dość zaskakujący jest fakt, że znajdują się tam głównie sieciówki z niższej i średniej półki, co sprawia, że jest to dość dobra lokalizacja do zakupu ubrań na jeden sezon.
Mega Silkway
Ramstore jest też oczywiście miejscem większych i mniejszych dramatów. Cena na półce nie zgadza się z ceną faktyczną? Drobiazg. Karta zniżkowa jednak nie oferuje zniżki? Codzienność. Trzeba czekać 5 minut na ekspedientkę sprzedającą pieczywo? Ale co w tym dziwnego? Przy kasie leży mielonka na promocji? No i co z tego, że nie jest w lodówce, ktoś i tak się na nią skusi!
Keruen
Tak. Jeździmy tam głównie po trunki.
Również centralnie położony jest Asia Park, który, wbrew nazwie, nie jest typowym azjatyckim pierdolnikiem, a kolejnym zwyczajnym kompleksem handlowym. Jego największym plusem jest supermarket Alma, który sam zasługuje na nieco uwagi. Otóż Alma jest marketem dość niskobudżetowym, większość oferowanych przez nich towarów ma ceny dużo niższe niż w innych sklepach. Czasem różnica może sięgać nawet 500 tenge, np. w przypadku win. Jednak wszystko musi mieć swoją cenę, a ceną za niskie ceny jest tutaj... jakość obsługi i ogólny chaos. Połowa towarów nie ma cen. W przypadku działu gospodarstwa domowego można śmiało powiedzieć, że około 70% produktów jest bezcennych. To samo w przypadku importowanych przetworów (oliwki, kapary, ryby w puszkach itp.). Czy wynika to z braku personelu? Ależ skąd! Personelu jest mnóstwo, problem w tym, że nie ma on zielonego pojęcia, czym ma się zajmować. Nierzadko widzimy tam grupki pracowników stojące pośrodku jakiejś alejki i wesoło gaworzące w oczekiwaniu na jakiegoś managera, który przyjdzie i powie im, co właściwie mają robić.
Innym popularnym miejscem jest Mega Astana, do której zawitaliśmy raz i zgodnie stwierdziliśmy, że nigdy więcej. Miejsce to jest dość depresyjne, spędziliśmy w nim około 20 minut, nie znaleźliśmy niczego wartego uwagi. Do tego położone jest kawałek od centrum, tak więc nie ma wielkiego sensu tam się wybierać.
NIE!
Większość magii zakupowej zbierają oczywiście osiedlowe sklepiki. Te zazwyczaj położone są w podziemiach budynków mieszkalnych, lub też na parterze apartamentowców. Ze względu na dość małe metraże tychże przestrzeni handlowo-usługowych, właściciele starają się wcisnąć jak najwięcej towaru w jak najmniejszą przestrzeń. Co oczywiście powoduje dramaty.
Piątkowy wieczór, wchodzę do sklepu po wino. Dobra, jest Casillero del Diablo, produkt znany mi bardzo dobrze. Cena? Nie no, 1850 tenge? Jakaś promocja chyba, niecałe 20 PLN, taniej niż w Polsce czy Irlandii! Biorę.
Przy kasie wybija dokładnie dwukrotność ceny. 3700 tenge.
- Proszę pani, tu jest nalepiona cena 1850.
- To jest źle nalepione. Bierzesz pan czy nie?
- No za 3700 to niekoniecznie.
- Patrzcie, chciałbyś pan takie dobre wino za tak mało? Przecież to niemożliwe!!!
Jest to standard. Nalepione ceny są często niższe niż ostateczne. Jeżeli różnica nie przekracza 10%, to nawet się nie odzywam, ale czasem mówimy o przebitkach właśnie dwukrotnych. Obsługa jest zawsze dziko zaskoczona i uważa, że jestem chamski, bo się czepiam o jakieś grosze, a inni pokornie płacą.
Pewnego dnia kupowałem gumę do żucia. Wypisana cena 130 tenge na całym stojaku. Nie jakimiś małymi cyferkami, po prostu wywalone 130!!!
- 150!
- Przecież jest napisane, że 130.
- Podrożało.
Bywa, że zdolności matematyczne sklepikarzy wprawiają w niemy podziw. Miałem do zapłaty 370 tenge. Dałem pani 500. Popatrzyła na wyświetlacz i wydała mi 370. To był ten sklep, co kilka dni wcześniej podrożała guma, więc nie miałem skrupułów. Aligatorowi jedna apteka wydała o 1000 tenge za dużo, tak więc zlitował się i oddał nadmiar pieniędzy zaskoczonej farmaceutce.
Najwięcej przygód mamy obecnie ze sklepikiem położonym w garażu naszego bloku. Sklepik początkowo był malutki - około 12 metrów kwadratowych powierzchni. Z początkiem grudnia rozrósł się o dodatkowe pomieszczenie, ale niestety zmienił też obsługę. Jesteśmy jak najbardziej za aktywizacją zawodową emerytów i rencistów, aczkolwiek kiedy po raz piąty w tygodniu patrzymy, jak 70-letnia niedowidząca kobieta dzwoni do swojej córki, żeby dowiedzieć się o cenę czwartego z kolei produktu, to zaczynamy mieć pewne wątpliwości na temat sensu tego przedsięwzięcia...