Sprawa jest o tyle (relatywnie) rzadko spotykana, że ludzi ci dostawali wyroki za bycie w rodzinie kogoś skazanego na obóz za bycie wrogiem ojczyzny. Nie mieli nawet żadnych procesów, z automatu dostawali gułag - co na tle historii ZSRR jest o tyle dziwne, że przecież zrobienie sądowej pokazówki, nieważne jak beznadziejnie niewiarygodnej, było wielką pasją różnych służb. Dla kobiet uczyniono wyjątek, więc wiele żon, sióstr i matek wysłano do Kazachstanu. Nierzadko były to osoby mające wyższe wykształcenie i wykonujące zawody w stylu lekarza lub aktorki, czyli niekoniecznie rokujące dobrze w kontekście obozu pracy. Powtórzę się, łącznie aresztowano ponad 18 tysięcy osób, z tego około 8000 trafiło do Alzhiru. Wyroki na tle swoich członków rodzin miały wręcz humanitarne, pięć do ośmiu lat (wrogowie właściwie z automatu dostawali 25 lat).
Kazachstan nie jest jakoś dziko dumny z tego, że był miejscem, do którego zsyłano wrogów Związku Radzieckiego w czasach największych czystek. Nie ukrywają tego, sprawa nie jest jakimś tabu, ale nie oczekujcie, że pytania na ww. temat rozkręcą lokalnych interlokutorów. Sprawdzając serwisy turystyczne można znaleźć jakieś informacje o tym kawałku historii, ale raczej nikogo tam na siłę nie wypychają. Samo muzeum powstało stosunkowo niedawno, 31 maja 2007 roku, oficjalnie z inicjatywy prezydenta. Znaczy się też nie do końca, bo już w roku 1989 ludzie, którzy przeżyli Alzhir, spotkali się, postawili pomnik i porozmawiali o tym, co ich spotkało. Potem pewnie uznano, że lepiej poczekać aż umrą, bo jeszcze powiedzą coś niewygodnego, a gdy nastał odpowiedni czas, oficjalnie otwarto muzeum.
Tłumy nie walą do Malinowki, przynajmniej nie w weekendy. Podczas wizyty tamże spotkaliśmy grupę szkolną, która akurat wychodziła. Poza tym był spokój i cisza. Oczywiście jest dyżurna szatnia, a potem poważna decyzja: muzeum, czy muzeum i kino? W kinie leci kilkunastominutowy film, z którego możemy dowiedzieć się raczej niewiele. Z mowy pana prezydenta, że to nie wina Kazachstanu, że lokowano w nim gułagi. W pewnym momencie film nabiera odcienia komediowego, gdy dowiadujemy się od jakiegoś wiekowego pana, że on wiedział, że gułag ukształtuje ludzi, którzy przez to zniewolenie będą mieli takie umiłowanie wolności, że zbudują miasto tak wspaniałe jak Astana. Poszedłbym dalej, to zapewne Stalin postanowił założyć Astanę i cały ten rozkaz dla NKWD z 1937 to był bardzo dalekosiężny projekt urbanizacji północnego Kazachstanu. Wprawdzie ze stolicą machnął się o parę kilometrów, ale z Moskwy dobrze nie było widać, więc i tak był blisko. A na drugim planie miał wykuć homo kazakstanicusa, który stworzy najlepsze miasto świata, a kraj to już w ogóle. Z filmu z mową pana prezydenta dowiemy się też, że chociaż ludzie tacy jak Hitler zabijali narody, to tylko Stalin zabijał swój własny, co czyni jego zbrodnie wyjątkowo podłymi. Tu człowiek mający jakąkolwiek wiedzę o historii XX wieku robi "o ja pierdolę, gdzie by tu zacząć wyliczać..." I w ten sposób z podniosłego nastroju schodzimy w rejestry "Ech...".
Podobnie trudno do końca ustalić jak do osadzonych odnosili się strażnicy więzienni. Twierdzono, że z empatią, bo wiedzieli, że te kobiety niczego złego nie zrobiły. Jednak ponad 1500 dzieci urodziło się w obozie, co sugeruje, że gwałty były na porządku dziennym, chociaż oczywiście można wierzyć w historie miłości strażników i uwięzionych, takie historie pewnie też się zdarzały, ale nie sądzę, że w ilościach 1500.
Są chusty, są naczynia, są grzebienie, są listy osadzonych, są dokumenty śledczych, są dioramy, są dzieła sztuki upamiętniające ofiary. Czytając wszystko dokładnie i refleksyjnie oglądając, zobaczenie całości zajmuje około godziny. Muzealny sklepik oferuje breloczki i notatniki, ale niczego do poczytania. Szkoda, bo jakieś wspomnienia mogłyby odpowiedzieć na parę pytań.
Idąc piechotą do pobliskiej wsi Malinowka można jeszcze zobaczyć pomnik ofiar represji lat 30-50-tych. Wzniesiono go podczas pierwszego spotkania byłych więźniów, w 1989 roku. Podobno powstał w trzy dni. Sama Malinowka jest ze trzy światy od Astany, wygląda jakby niektóre budynki zatrzymały się w latach 60-tych, inne w 90-tych.
Nie znam ani jednego obywatela Kazachstanu, który odwiedził Alzhir.