- Dzisiaj nie poprowadzę z tobą lekcji...
Tak, to dobra decyzja - pomyślałem słysząc go. Niech cię lepiej rodzice w tym stanie nie widzą, jesteś napierdolony w sześcian. Idź chłopie do domu, wyśpij się, zjedz coś kwaśnego...
-... Bo idę ze znajomymi do restauracji naprzeciwko. Przyjdź do nas jak tylko skończysz lekcję.
Hurra, marzyłem o tym, zwłaszcza, że czwartek to mój zwyczajowy dzień na spotkania z Harrisonem (Amerykaninem) przy piwie i whisky w pobliskim barze. Wziąłem jednak rower, dyrektorskiego syna i przytachałem gnoja do lokalu. Oczywiście mam siadać z nimi. Trzech kumpli naprawiło mu lodówkę i teraz to celebrują. W sumie nie wiem po co mu działająca lodówka, chińskie domy w tej części kraju nie mają ogrzewania, sam trzymam napoje i piwo przy oknie, są idealnie schłodzone. Znając ceny usług, to normalnie by zapłacił ze dwadzieścia kuai za naprawę, a tu cały obiad i dwie butle bai jiu (trzecia już leżała pokonana pod stołem). Dołączyłem więc do wesołej gromadki i dołożono starań, żebym nie odstawał od nich w kwestii promili. Było tradycyjnie nudno, językiem głównym był chiński. Udało mi się wrzucić im jeden temat: czy pędzili kiedyś bai jiu w domu? Jeden tak, ale nie chwalił się jak mu poszło. Z drugiej strony, bai jiu potrafi być tak tanie, że nie ma sensu się męczyć w samogon.
Gdzieś w trakcie tej posiadówy padło pytanie, czy zdecydowałem już w temacie mego zostania jeszcze semestru w mej wspaniałej szkole. Zdecydowaliśmy już bardzo dawno. Powiedziałem, że było wspaniale, ale mi już wystarczy, że wracamy do domu. To akurat nie jest prawda, ale lepiej brzmi niż ‘idziemy do innej szkoły, bo już widzieliśmy piekło, więc podejrzewamy, że gdziekolwiek indziej będzie lepiej, a na pewno nie gorzej’. Radości nie było, zastanawiam się, czy wpłynie to jakoś na nasz komfort życia i grafik pracy w szkole. Ten znacznie się poprawił odkąd Shirley przestała przychodzić i truć nam dupę. Gadałem z Vivian i dowiedziałem się, że również i pozostali nauczyciele odetchnęli z ulgą.
Jeszcze o ofercie Kierownika: powiedzieć, że jest ona zła, to powiedzieć mało, to jest istna kpina z człowieka. Że ja mam pracować na wizie turystycznej, ale on łaskawie się zgodzi zapłacić mi za przelot do Hong Kongu co trzy miesiące. Ostatnimi czasy gruchnęły newsy, że HK lubi obecnie dawać wizy turystyczne na 15 dni, więc 90 dni wcale nie jest takie pewne. Jaki idiota w ambasadzie uwierzy, że po roku mieszkania w Chinach postanowiłem sobie, że chcę odwiedzić ten kraj turystycznie, akurat tuż po końcu wizy pracowniczej? Marzę też o tym, żeby musieć tam jeździć, znaczy kocham Hong Kong, ale to jest kawał drogi stąd, a i tanio tam nie jest. Kto mi zapłaci za noclegi, jedzenie, przejazdy? A co z drugą połową naszego duetu? Co z pracą dla niej? Za ile? Zresztą miała być od września, a nie ma, i co? Ktoś nam coś wyjaśnił? Tak właśnie wygląda robienie złotych deali na nielegalu. Kierownik oferował też podwyżkę, ale tak żenującą, że nie można tego rozpatrywać w innych kategoriach niż dowcipu. Gdy powiedziałem Davidowi, to powiedział, że mogę negocjować. Spytałem: co kurwa mam negocjować? Cały deal jest tak fatalny, że nie wiem nawet, z której strony mogę go negocjować. Może Kierownik liczył, że rzucę pięć uwag, on zaakceptuje trzy i zrobimy deal.
Miałem takie cenne przemyślenie w czerwcu, gdy musieliśmy jechać do HK, żeby zresetować wizę. Kierownik wcześniej zarzekał się, że załatwi pracowniczą, ale nie załatwił. Za podróż nie zapłacił, ba, musieliśmy nawet oboje odpracować te dni z podróży. Ba, nawet dwa więcej. I wtedy sobie pomyślałem: dzisiaj jesteś mądry i niby wyszedłeś do przodu, ale zobaczysz, że na dłuższą metę to ci się nie opłaci cwaniaczku. I to jest właśnie ta dłuższa meta, której Chińczycy nie są w stanie zrozumieć. Nie wiem skąd sobie moja szkoła wytrzaśnie innego nauczyciela, nikt z naszych znajomych nie chce dla nich pracować, bo znają moje opowieści, które jeszcze są wspierane przez Harrisona. Harrison przepracował tam miesiąc i powiedział, że nigdy więcej, bo chociaż lubi pieniądze, to jednak nie aż tak. Jak szkoła weźmie sobie kolejnego nauczyciela z organizacji rekruterskiej, to ten człowiek zapewne po miesiącu wyjedzie. Jak zostanie, to będzie się wdrażał przynajmniej dwa miesiące. Szczęśliwie, problemy szkoły nie są moimi, ja tylko mam nadzieję, że uda się względnie miło przepracować ostatnie pięć tygodni, potem zaś bezboleśnie transferować do kolejnej destynacji. Czas pokaże, jeżeli spadnie częstotliwość wyjść na bai jiu, to ja jakoś z tym będę żył.
No cóż, gdy potem poszedłem do knajpy to już było jasne, że będzie dobrze. Jeszcze Harrison wymyślił picie whisky na toasty, więc najpierw zwaliłem się z krzesła w lokalu, a potem mówiłem taksiarzowi po chińsku, że kocham Mao Zedonga i kocham jenoty. Facet płakał ze śmiechu, specjalnie mu się nie dziwię.
W piątek dyrektor przeprowadzał lekcje dla nauczycieli. Oczywiście typowo po chińsku, w ciągu godziny przerobił sześć czasów, walił opis czasu i przykładowe zdanie, przy tym rzucając , że ‘since three years ago’ to typowy znacznik dla Present Perfect. Gdy przerabiał tak zaawansowane zagadnienie jak Past Simple, napisał przykład na tablicy i poprosił jedną z nauczycielek, żeby zrobiła. Nie potrafiła. Musiałem się trzymać, żeby nie dostać ataku śmiechu. To jest właśnie poziom nauczycielek w Chinach. NAUCZYCIELKA ANGIELSKIEGO NIE UMIE ZADAĆ PYTANIA W PAST SIMPLE. Przypomniało mi się też, że kiedyś chcieli testować znajomość angielskiego nauczycieli, ale mnie z tego wspaniałomyślnie zwolniono. Pośmiałem się, bo nikt w całej szkole nie byłby mnie w stanie przetestować, no mogliby mi dać do pisania CPE, tam bym się w paru miejscach na pewno wyłożył, ale kto to potem sprawdzi? Ciekaw też bardzo jestem, co byłoby potem, bo że niemal nikt niczego nie umie, to więcej niż jasne, ale co dalej? Pozwalniać ich? A skąd weźmiecie innych ludzi? A raczej ludzi o lepszych kwalifikacjach? Testów w końcu nie przeprowadzono.