No i niestety do rzyci. Nie całkowicie, ale nieco poniżej oczekiwań.
Spodziewałem się dzieła o tym, jakim strasznym wyzwaniem i koszmarem jest podróżowanie pociągiem w Chinach w okolicach Spring Festival. Jakie ludzkie dramaty rozgrywają się na setkach dworców i jak wiele szczęścia-nieszczęścia związane jest z kupnem biletu. Jakie dystanse ludzie pokonują w trakcie tej największej migracji współczesnego świata, żeby na chwilę zobaczyć swoje rodziny. Jak desperackich środków chwytają się, by zrealizować to wielkie marzenie, którym żyją na wiele dni przed i po.
W jakiejś mierze jest to film o tym. Najlepsze sekwencje to te sfilmowane przed dworcem w Guangzhou, gdy ludzie rzucają się i walczą o dostęp do kas, gdy stoją w gigantycznych kolejkach po wiele godzin. Niestety, nie czuć tego do końca, a właściwie ledwo co. Postójcie sobie w chińskiej kolejce 10 minut, napiszecie memuary z tego: kto i jak się próbował wepchnąć, czy mu się to udało, jak reagowali inni, ile czasu zajmowało przeciętnej osobie kupno biletu, co obrzydliwego się wydarzyło, jakie bagaże mieli ludzie (uwielbiam worki jutowe wypchane żelazem lub ryżem) pełno losowych rzeczy i w końcu to, czy udało się kupić wybrany bilet. Tego właściwie w tym filmie nie ma. W zamian jest dość łzawa historyjka o dziewczynie z zadupia, którą odmieniło życie w mieście i która nie bardzo się dogaduje z rodziną, więc rozkład jej relacji, więc mieliśmy to jakieś dwieście razy, tylko ciekawiej niż tu.
Najbardziej w tym wszystkim intrygują sekwencje z pociągów, które powinny być zajebane pod sufit, a tymczasem filmowcy sobie spokojnie rozstawili cały sprzęt (bo widać, że nie kręcone z ręki a dźwięk podejrzanie dobrze zebrany), pogadali z ludźmi, porobili im całkiem ładne ujęcia. Powiedzmy, że jest to możliwe, ale w małym stopniu oddaje realia panujące w pociągach, zwłaszcza w najtańszej klasie ogólnej, do której filmowcy się nawet nie zapuszczają. Więcej niż raz miałem wrażenie, że reżyseria wkroczyła do dokumentu bardziej niż powinna. Ryczelibyście i darli koty z rodziną, posuwając się w tym do rękoczynów, gdy obok stoi kamera? Polecam też popróbować filmować chińską policję, jakoś twórcom poszło bez bólu, ja nigdy nie zrobiłem nawet zdjęcia, bo mi się nie chce potem siedzieć na komendzie i być przesprawdzanym w każdą stronę i nazad.
Film zebrał rewelacyjne recenzje i hektary nagród wszędzie, gdzie go pokazano. Roger Ebert dał mu 4/4 i napisał, że chińskie władze mogą pewnego dnia żałować, że rozdano tak szczodrze dzieła Marksa obywatelom. Oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii, niezależnie jak absurdalnie głupia by była. Nasze przemyślenia o chińskim mariażu kapitalizmu z socjalizmem to nieco dłuższe rozważania i na inny temat, ale zjem moją fedorę Indiany Jonesa jeżeli tu będzie jakaś rewolucja związana z wyzyskiem pracowników. Więcej osób kojarzy Marks & Spencer niż Karola.
Znajomy Chińczyk kiedyś mi opowiedział: przed Spring Festival (zapewne i przed Złotym Tyglem) ludzie łażą do świątyń składać ofiary, by udało się kupić bilety. Że jego kolega stał przed dworcem w deszczu ze śniegiem przez 37 godzin i musiał w końcu iść do domu, bo się pochorował, biletów nie kupił. Że wszyscy próbują na lewo zdobyć dojścia do kasjerów biletowych i ich przekupują. O tym, że jakieś lotnisko wstrzymało odloty z powodu śnieżycy i rozpoczęło się regularne mordobicie ludzi zdesperowanych o dostanie się do domu. Takich historii są tu bez mała miliardy. Dla mnie są one ciekawsze niż problemy syczuańskiej rodziny, bo dzieci buntują się przeciw rodzicom na całym świecie. Ale tylko w Chinach muszą się pobić o bilet kolejowy, żeby to zrobić.
Film nie jest zły, dla kogoś spoza Chin to jest pewnie i egzotyczny. Dla mnie problem polega na tym, że wzięto temat z niesamowitym potencjałem i wykorzystano go w może dwudziestu procentach, bo skoncentrowano się na raczej banalnych wątkach personalnych-rodzinnych. Ogląda się to bezboleśnie, wszystko trwa 85 minut, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś przeżył oświecenie. Jest to typowy film dla wrażliwych lewicowych intelektualistów zachodu: patrzcie, jakie życie w tych Chinach straszne i napiszcie znajomym (z iPhone'a składanego w Foxconnie), że muszą to koniecznie zobaczyć.
ps. Dzieło da się łatwo znaleźć na torrentach, a czasem nawet na YouTube (ale kasują).
Werdykt jury: Dwie kacze głowy - rzecz nie jest ciężka w odbiorze, ale dla ogarniętych w temacie dość banalna i naiwna, więc kacza zakąska wskazana.