Wspomnienia bohatera obejmują wiele lat - od czasów dzieciństwa aż do późnej dorosłości. Oczywiście w tym czasie obserwujemy całą historię Chin, tym razem z perspektywy stolicy Shaanxi (więc jest nawet nieco o ludności muzułmańskiej). W szkole bohater uczy się o Wielkim Sterniku, w domu o pradawnych tradycjach. Pogodzenie jednego z drugim wydaje się racjonalnie niemożliwe, ale jednak jakoś mu to współdziała - tak więc jednego dnia pali pieniądze dla umarłych, a drugiego szlocha rzewnie po śmierci Wodza. Można powiedzieć, że do dzisiaj działa to tak na płaszczyźnie całego kraju, bo chociaż zadeklarowanych ateistów nie brak, to fajerwerki i pieniądze dla duchów być muszą.
Czyta się to świetnie, można łyknąć całe w jedno posiedzenie. Jest trochę śmiesznie, trochę strasznie, chwilami smutno. Bardzo dużo w tym tła w stylu 'rola i pozycja kobiety na przełomie lat 70 i 80-tych w ChRL', zmiana trendów edukacyjnych, otwieranie kraju na świat, a nawet gości zza granicy. W wypadku bohatera, to otwarcie to skończyło się tym, że opuścił ojczyznę i działa za granicami. Coś mi mówi, że ta książka nie jest tu na liście lektur obowiązkowych.
Zero kaczych głów, jedna z najlepszych książek o ChRL jakie mi się przydarzyły. Napisana w taki sposób, że trafi i do laika, jak i do znawcy tematu.
Zapamiętane po wsze czasy. 'Laoshi' znaczy nauczyciel. Taaa...
Laoshi loosely translates as “genuine and honest.” Mother had often called Father laoshi, but as is typical of so much in Chinese, words have many meanings; when she said laoshi, it meant “weak and incompetent.”
Odkąd się dowiedziałem, to ilekroć student woła mnie po chińsku, to mam ochotę zapytać go, czy jestem szczery, czy niekompetentny.
http://www.csmonitor.com/Books/chapter-and-verse/2012/0425/The-Little-Red-Guard-inside-a-Chinese-family - pod tym adresem można znaleźć całkiem dobry wywiad z autorem, ale polecam czytać dopiero po zapoznaniu się z książką.
Okładka z wersji hiszpańskiej, bo ładniejsza niż z angielskiej.