Lub: Program 500 (euro) minus
Wysłaliśmy to do kilku gazet i czasopism, tak z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej. Ponad podziałami, nie odpowiedział nikt.
***
Szanowna Redakcjo,
piszę, by zwrócić Państwa uwagę na pewną sprawę, która mnie ostatnio dość zbulwersowała. Właściwie to dwie sprawy.
Trochę kontekstu: jesteśmy parą Polaków mieszkającą poza granicami kraju. Tak się nam życia poskładały, że postanowiliśmy wziąć ślub. Z kilku powodów chcieliśmy to zrobić raczej w ambasadzie polskiej niż w kraju, choćby dlatego, że wielu z naszych znajomych nie mogłoby przyjechać w wybranej przez nas dacie do Polski. Również dla nas wyprawa ta związana jest z koniecznością poświęcenia niemało czasu i zorganizowania wielu rzeczy. Dlatego też postanowiliśmy zalegalizować nasz związek na obczyźnie - cóż może być w tym trudnego w roku 2016? Zapewne niewiele, ale jakież było nasze zdziwienie, gdy odkryliśmy, że opłata za wzięcie ślubu w ambasadzie wynosi 500 EURO!
Naprawdę.
Kwota ta wynosi o wiele więcej niż polska pensja minimalna, a właściwie jest blisko średniej krajowej. Nawet nie wiemy, czy to wszystkie obciążenia spadające na nowożeńców, bo po zdobyciu tej informacji porzuciliśmy nasz szalony pomysł. Niby nas stać, ale uważamy, że jest to solidna przesada; tyle pieniędzy za raczej banalną usługę urzędniczą? W końcu zawarcie związku małżeńskiego trwa poniżej godziny. Ile może kosztować przesłanie dokumentów do odpowiedniego urzędu w kraju? Wzięcie 'takiego samego' ślubu w Polsce kosztuje 84 PLN. Co też powoduje, że cena 'zagraniczna' jest jakieś 25 razy wyższa??? Bardzo chciałbym poznać powody, które sprawiają, że kosztuje to aż tyle. Bo przecież nie może być tak, że tak sobie wymyślono i amen.
Podobno naszemu krajowi zależy na przyroście naturalnym. Zakładając, że małżeństwo nierzadko jest wstępem do tematu, to chyba zadaniem Rzeczpospolitej powinno być nakłanianie ludzi do jego zawierania, a nie uderzanie w potencjalnych nowożeńców tak wysokimi opłatami. Trochę przeszukiwania internetu pozwoliło ustalić, że cenę tę wprowadzono w roku 2013 i że zrobił to rozporządzeniem ówczesny Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski. Wcześniej opłata ta wynosiła 'jedynie' 180 euro. Też obłędnie dużo, ale jednak przy tym programie 500 euro minus, to niemal okazja. Może ktoś byłby w stanie ustalić jakież to dramatyczne okoliczności w roku 2013 wymusiły podniesienie tej opłaty niemal trzykrotnie? Szkoda, że kreująca się na prorodzinną obecna władza nie zmieniła taryfikatora.
To prowadzi nas do drugiego problemu, z którym miałem przyjemność ostatnio się zetknąć. Właściwie to nawet nie jest problem, to jest już tylko śmiech przez łzy, głównie nad moim straconym czasem. Ustalenie procedur związanych z zawarciem związku małżeńskiego było dopiero początkiem przejażdżki na wesołej karuzeli śmiechu, którą to zafundowała mi ojczyzna. W końcu jak ślub, to musi być akt urodzenia. Paszport, dowód osobisty, prawo jazdy i kilka innych dokumentów to za mało, żeby ustalić gdzie i kiedy się urodziłem, a integracja takich danych w systemie przecież nie jest dla Polski możliwa. Banki, serwisy aukcyjne, Google, Microsoft, sklepy internetowe i inne podmioty dokonują takich cudów od wielu lat. Ale co ja się skarżę, Polska też potrafi, od kilku lat mamy system ePUAP, który ma ułatwiać obywatelom załatwianie czynności urzędniczych. Do ślubu będę potrzebował aktu urodzenia, zdobędę go przez internet, oszczędzę czas, a w dogodnej chwili będzie jak znalazł.
O ja naiwny!
Po rejestracji na stronie Profilu Zaufanego okazało się, że potwierdzenie danych użytkownika możliwe jest na kilka sposobów. Jeżeli życie obdarzyło nas szczęściem i mamy konto w PKO BP lub Inteligo to możemy to zrobić za jego pomocą. Nie wiem dlaczego państwowa platforma związana z załatwianiem spraw urzędniczych premiuje ludzi, którzy posiadają rachunek w komercyjnym banku Inteligo. PKO BP mogę zrozumieć, szkoda tylko, że je dołożono znacznie później niż Inteligo. Ale i tak nie daje mi to niczego, bo nie mam konta w żadnym z tych banków. Myślę, że jeszcze parę milionów polskich obywateli może korzystać z oferty bankowej konkurencji. Założyłem profil, wpisałem potwierdzającego smsa (przysłanego na numer, który musiałem niedawno rejestrować używając dowodu osobistego, oczywiście osobiście stawiając się w salonie firmowym operatora) i dowiedziałem się, że teraz muszę iść do urzędu lub ambasady. Próbowałem przypisać się do ambasady właściwej dla mego miasta, ale nie udało się: po wyborze punktu potwierdzającego cofało mnie do menu wyboru punktu potwierdzającego. No nie da rady, oba samce, jak nie klikałem i w jakiej przeglądarce nie próbowałem, czy na Linuxie, czy na Windowsie, było dokładnie to samo. Śmiertelna pętla klikania.
Stwierdziłem, że załatwię na miejscu, bo jestem głupi, a wtedy do tego myślałem, że ktoś ten system traktuje poważnie. Szczęśliwie, nie mieszkam bardzo daleko od polskiej placówki dyplomatycznej, jednak coś mnie tknęło (hm, doświadczenie zapewne) i zanim tam się udałem, rozpocząłem dzwonienie. Coś mi mówiło, że będzie grubo.
I było.
W poniedziałek nikt nie odbierał telefonu.
We wtorek odebrano i powiedziano, że po zbadaniu sprawy oddzwonią do mnie.
W czwartek oddzwoniono. Umówiliśmy się na kolejny poniedziałek. Polecono mi zarezerwować DWIE godziny. Naprawdę, dwie godziny to sugerowany czas konieczny do potwierdzenia tożsamości!!!
Ambasada przyjmuje takich żuczków jak ja w godzinach od 9 do 12 rano, oczywiście tylko w dni robocze. Akurat mam takie godziny pracy, że mogłem iść, ale dla wielu osób byłby to problem. Zapewne taki za tym stoi zamysł - większy problem, żeby przyjść, więc mniej 'klientów', tak jakby człowiek miał jakikolwiek wybór i mógł sobie załatwić sprawy urzędnicze na obczyźnie w innym miejscu. Nadszedł poranek, doczłapałem się do ambasady. 40 minut czekania. Przeczytałem wszystko, co mieli na ścianach, w tym np. to, że zgłoszenie wypadku w żegludze śródlądowej to koszt 300 euro. Fajnym krajem jesteśmy, nie dość, że ktoś miał wypadek, to go golimy na 300 euro. Niech wie, że życie to nie bajka!
Dobra, jest akcja, działamy, doczekałem się. Okazuje się, że jeżeli nie mam wybranej placówki do weryfikacji tożsamości, to nie mogę tego zrobić i pan z ambasady nie może mi przypisać swojego miejsca pracy. Aż poszedł sprawdzić czy ja aby nie ściemniam, że nie mogłem wybrać tego punktu. Wrócił nieco wstrząśnięty, że nie kłamię i że naprawdę nie da się wybrać żadnej placówki, i że też wpada w pętlę klikania. 'Ano', jak mawiają w ojczyźnie Rumcajsa. Obiecał poinformować o problemie kogoś, kto może go rozwiązać. Wcześniej nie da się sprawy ruszyć. Ponieważ weryfikacji tożsamości można dokonać tylko w ciągu dwóch tygodni od założenia profilu, to otrzymałem jeszcze takiego maila:
Witamy,
informujemy, że Twój wniosek o potwierdzenie profilu zaufanego stracił ważność.
Straciłem łącznie ponad TRZY godziny, żeby niczego nie załatwić. Tyle, że dzięki tej wizycie wiem, żeby uważać żeglując, bo w razie wypadku to dość drogo wychodzi. Niestety, nie jestem ani o krok bliżej zdobycia potrzebnych mi dokumentów. Czas pokaże, czy kiedykolwiek będę.
Napiszę jedną pozytywną rzecz: pracownicy ambasady byli bardzo mili i pomocni, przynajmniej na ile mogli. Ja dzięki naszemu głupiemu pomysłowi wzięcia ślubu w ambasadzie przypomniałem sobie bardzo dobrze czemu z Polski wyjechaliśmy lata temu. Bo właśnie wszystko tak wspaniale działa, a ojczyzna na każdym kroku chce człowiekowi ściągnąć gacie przez głowę. Mało, jeszcze go za to solidnie skasować. Ileż to kosztował genialny system ePUAP? Nie kilka złotych, tylko miliony! Widzę (na Wikipedii) kwotę niemal STU MILIONÓW ZŁOTYCH!!! Niby Unia zapłaciła, więc 'za darmo'. Tyle, że nie działa. Tylko w polskich państwowych instytucjach możliwe jest wdrażanie systemu informatycznego trwające latami! Prywatna firma powiesiłaby takich informatyków za jaja i to na suchej gałęzi. A przede wszystkim by im nie zapłaciła, kazała znaleźć sobie inny fach, wyśmiała i tyle by było. Ale nasz kraj jest bogaty i stać go na takie ekstrawagancje. A poza tym, to mój czas, a nie jakiegoś ministra cyfryzacji, a dla mojej ojczyzny mój czas jest nic nie warty, więc mogę sobie dylać po urzędach, bo przecież nie muszę zarabiać na chleb i piwo, tylko wolę popierdywać z całym stadem petentów w jakiejś poczekalni, żeby dostawać durne papiery, a najlepiej za nie słono płacić. Ludzie odpowiedzialni za obecny kształt systemu ePUAP powinni być wyciągnięci w samych gaciach z łóżek o 5 rano, następnie zostać przeczołgani na rynek, gdzie gawiedź rzucała by w nich jajami, pleśniejącą rzepą i zgniłymi pomidorami, a na koniec ogoliła im głowy, wytarzała w pierzu i wygoniła poza mury miasta. Nie jestem nawet pewien, czy widok czegoś takiego zrekompensowałby mi (i zapewne paru innym osobom) bezsensowne tracenie czasu spowodowane zapewne kombinacją niekompetencji, cwaniactwa i lenistwa. Ciekawe czy też i korupcji.
Na koniec zostawiłem informację o tym w jakim kraju miały miejsca te dramatyczne wydarzenia.
W Rosji.
Miewam czasem do czynienia z rosyjską biurokrację. Załatwiałem kiedyś numer podatkowy. Wizyta w urzędzie zajęła mi kilkanaście minut. Może miałem szczęście. Wiem jednak, że w Polsce nigdy szczęścia do urzędów nie miałem, a żyłem tam nieco dłużej.
Gdy przyszedłem do pracy i opowiedziałem znajomym Rosjanom tę jazdę, to myśleli, że się wygłupiam, koloryzuję i przeginam. No bo jak to system internetowy wymagający potwierdzenia osobistą wizytą? Jaki to ma sens i co ułatwia? Jak to taki system nie działa i nic nie załatwiłeś przez ponad dwie godziny? To nawet dla ludzi w Rosji (specjalnie nie rozpieszczanych przez los, życie, władzę i biurokrację) jest absurdalnie kretyńskie. To nie tylko to, że nam uciekły Czechy, Łotwa, Estonia i wszystko co na zachód Europy. Z całą legendarną korupcją i dziedzictwem komunizmu Rosja jawi mi się jako kraj bardziej przyjazny obywatelom niż Polska. Naprawdę, Rosjanie mają dużo mniej takich dramatycznych opowieści niż statystyczny Polak. Ilekroć widzę ten bezmiar przewalonych dotacji unijnych, te programy internetowe, szkolenia z ikebany dla stoczniowców lub kładzenie kostki brukowej w jakimś lasku, to mam ochotę strzelić baranka o ścianę i już więcej nie wstawać.
Ta przydługa emocjonalna opowieść to właśnie moja sprawa numer dwa: czy istnieje szansa, że po pierwsze system ePUAP zacznie działać, a po drugie, że ktoś odpowiedzialny za tę katastrofę poniesie jakiekolwiek konsekwencje?
Powyższa epistoła to składowa odpowiedzi na pytanie dlaczego do Polski nie mamy zamiaru wracać: bo właśnie tak jest się traktowanym przez własną ojczyznę, za każdy jej błąd płaci się swoim czasem, a nierzadko i pieniędzmi.
Z poważaniem...
Wysłaliśmy to do kilku gazet i czasopism, tak z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej. Ponad podziałami, nie odpowiedział nikt.
***
Szanowna Redakcjo,
piszę, by zwrócić Państwa uwagę na pewną sprawę, która mnie ostatnio dość zbulwersowała. Właściwie to dwie sprawy.
Trochę kontekstu: jesteśmy parą Polaków mieszkającą poza granicami kraju. Tak się nam życia poskładały, że postanowiliśmy wziąć ślub. Z kilku powodów chcieliśmy to zrobić raczej w ambasadzie polskiej niż w kraju, choćby dlatego, że wielu z naszych znajomych nie mogłoby przyjechać w wybranej przez nas dacie do Polski. Również dla nas wyprawa ta związana jest z koniecznością poświęcenia niemało czasu i zorganizowania wielu rzeczy. Dlatego też postanowiliśmy zalegalizować nasz związek na obczyźnie - cóż może być w tym trudnego w roku 2016? Zapewne niewiele, ale jakież było nasze zdziwienie, gdy odkryliśmy, że opłata za wzięcie ślubu w ambasadzie wynosi 500 EURO!
Naprawdę.
Kwota ta wynosi o wiele więcej niż polska pensja minimalna, a właściwie jest blisko średniej krajowej. Nawet nie wiemy, czy to wszystkie obciążenia spadające na nowożeńców, bo po zdobyciu tej informacji porzuciliśmy nasz szalony pomysł. Niby nas stać, ale uważamy, że jest to solidna przesada; tyle pieniędzy za raczej banalną usługę urzędniczą? W końcu zawarcie związku małżeńskiego trwa poniżej godziny. Ile może kosztować przesłanie dokumentów do odpowiedniego urzędu w kraju? Wzięcie 'takiego samego' ślubu w Polsce kosztuje 84 PLN. Co też powoduje, że cena 'zagraniczna' jest jakieś 25 razy wyższa??? Bardzo chciałbym poznać powody, które sprawiają, że kosztuje to aż tyle. Bo przecież nie może być tak, że tak sobie wymyślono i amen.
Podobno naszemu krajowi zależy na przyroście naturalnym. Zakładając, że małżeństwo nierzadko jest wstępem do tematu, to chyba zadaniem Rzeczpospolitej powinno być nakłanianie ludzi do jego zawierania, a nie uderzanie w potencjalnych nowożeńców tak wysokimi opłatami. Trochę przeszukiwania internetu pozwoliło ustalić, że cenę tę wprowadzono w roku 2013 i że zrobił to rozporządzeniem ówczesny Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski. Wcześniej opłata ta wynosiła 'jedynie' 180 euro. Też obłędnie dużo, ale jednak przy tym programie 500 euro minus, to niemal okazja. Może ktoś byłby w stanie ustalić jakież to dramatyczne okoliczności w roku 2013 wymusiły podniesienie tej opłaty niemal trzykrotnie? Szkoda, że kreująca się na prorodzinną obecna władza nie zmieniła taryfikatora.
To prowadzi nas do drugiego problemu, z którym miałem przyjemność ostatnio się zetknąć. Właściwie to nawet nie jest problem, to jest już tylko śmiech przez łzy, głównie nad moim straconym czasem. Ustalenie procedur związanych z zawarciem związku małżeńskiego było dopiero początkiem przejażdżki na wesołej karuzeli śmiechu, którą to zafundowała mi ojczyzna. W końcu jak ślub, to musi być akt urodzenia. Paszport, dowód osobisty, prawo jazdy i kilka innych dokumentów to za mało, żeby ustalić gdzie i kiedy się urodziłem, a integracja takich danych w systemie przecież nie jest dla Polski możliwa. Banki, serwisy aukcyjne, Google, Microsoft, sklepy internetowe i inne podmioty dokonują takich cudów od wielu lat. Ale co ja się skarżę, Polska też potrafi, od kilku lat mamy system ePUAP, który ma ułatwiać obywatelom załatwianie czynności urzędniczych. Do ślubu będę potrzebował aktu urodzenia, zdobędę go przez internet, oszczędzę czas, a w dogodnej chwili będzie jak znalazł.
O ja naiwny!
Po rejestracji na stronie Profilu Zaufanego okazało się, że potwierdzenie danych użytkownika możliwe jest na kilka sposobów. Jeżeli życie obdarzyło nas szczęściem i mamy konto w PKO BP lub Inteligo to możemy to zrobić za jego pomocą. Nie wiem dlaczego państwowa platforma związana z załatwianiem spraw urzędniczych premiuje ludzi, którzy posiadają rachunek w komercyjnym banku Inteligo. PKO BP mogę zrozumieć, szkoda tylko, że je dołożono znacznie później niż Inteligo. Ale i tak nie daje mi to niczego, bo nie mam konta w żadnym z tych banków. Myślę, że jeszcze parę milionów polskich obywateli może korzystać z oferty bankowej konkurencji. Założyłem profil, wpisałem potwierdzającego smsa (przysłanego na numer, który musiałem niedawno rejestrować używając dowodu osobistego, oczywiście osobiście stawiając się w salonie firmowym operatora) i dowiedziałem się, że teraz muszę iść do urzędu lub ambasady. Próbowałem przypisać się do ambasady właściwej dla mego miasta, ale nie udało się: po wyborze punktu potwierdzającego cofało mnie do menu wyboru punktu potwierdzającego. No nie da rady, oba samce, jak nie klikałem i w jakiej przeglądarce nie próbowałem, czy na Linuxie, czy na Windowsie, było dokładnie to samo. Śmiertelna pętla klikania.
Stwierdziłem, że załatwię na miejscu, bo jestem głupi, a wtedy do tego myślałem, że ktoś ten system traktuje poważnie. Szczęśliwie, nie mieszkam bardzo daleko od polskiej placówki dyplomatycznej, jednak coś mnie tknęło (hm, doświadczenie zapewne) i zanim tam się udałem, rozpocząłem dzwonienie. Coś mi mówiło, że będzie grubo.
I było.
W poniedziałek nikt nie odbierał telefonu.
We wtorek odebrano i powiedziano, że po zbadaniu sprawy oddzwonią do mnie.
W czwartek oddzwoniono. Umówiliśmy się na kolejny poniedziałek. Polecono mi zarezerwować DWIE godziny. Naprawdę, dwie godziny to sugerowany czas konieczny do potwierdzenia tożsamości!!!
Ambasada przyjmuje takich żuczków jak ja w godzinach od 9 do 12 rano, oczywiście tylko w dni robocze. Akurat mam takie godziny pracy, że mogłem iść, ale dla wielu osób byłby to problem. Zapewne taki za tym stoi zamysł - większy problem, żeby przyjść, więc mniej 'klientów', tak jakby człowiek miał jakikolwiek wybór i mógł sobie załatwić sprawy urzędnicze na obczyźnie w innym miejscu. Nadszedł poranek, doczłapałem się do ambasady. 40 minut czekania. Przeczytałem wszystko, co mieli na ścianach, w tym np. to, że zgłoszenie wypadku w żegludze śródlądowej to koszt 300 euro. Fajnym krajem jesteśmy, nie dość, że ktoś miał wypadek, to go golimy na 300 euro. Niech wie, że życie to nie bajka!
Dobra, jest akcja, działamy, doczekałem się. Okazuje się, że jeżeli nie mam wybranej placówki do weryfikacji tożsamości, to nie mogę tego zrobić i pan z ambasady nie może mi przypisać swojego miejsca pracy. Aż poszedł sprawdzić czy ja aby nie ściemniam, że nie mogłem wybrać tego punktu. Wrócił nieco wstrząśnięty, że nie kłamię i że naprawdę nie da się wybrać żadnej placówki, i że też wpada w pętlę klikania. 'Ano', jak mawiają w ojczyźnie Rumcajsa. Obiecał poinformować o problemie kogoś, kto może go rozwiązać. Wcześniej nie da się sprawy ruszyć. Ponieważ weryfikacji tożsamości można dokonać tylko w ciągu dwóch tygodni od założenia profilu, to otrzymałem jeszcze takiego maila:
Witamy,
informujemy, że Twój wniosek o potwierdzenie profilu zaufanego stracił ważność.
Straciłem łącznie ponad TRZY godziny, żeby niczego nie załatwić. Tyle, że dzięki tej wizycie wiem, żeby uważać żeglując, bo w razie wypadku to dość drogo wychodzi. Niestety, nie jestem ani o krok bliżej zdobycia potrzebnych mi dokumentów. Czas pokaże, czy kiedykolwiek będę.
Napiszę jedną pozytywną rzecz: pracownicy ambasady byli bardzo mili i pomocni, przynajmniej na ile mogli. Ja dzięki naszemu głupiemu pomysłowi wzięcia ślubu w ambasadzie przypomniałem sobie bardzo dobrze czemu z Polski wyjechaliśmy lata temu. Bo właśnie wszystko tak wspaniale działa, a ojczyzna na każdym kroku chce człowiekowi ściągnąć gacie przez głowę. Mało, jeszcze go za to solidnie skasować. Ileż to kosztował genialny system ePUAP? Nie kilka złotych, tylko miliony! Widzę (na Wikipedii) kwotę niemal STU MILIONÓW ZŁOTYCH!!! Niby Unia zapłaciła, więc 'za darmo'. Tyle, że nie działa. Tylko w polskich państwowych instytucjach możliwe jest wdrażanie systemu informatycznego trwające latami! Prywatna firma powiesiłaby takich informatyków za jaja i to na suchej gałęzi. A przede wszystkim by im nie zapłaciła, kazała znaleźć sobie inny fach, wyśmiała i tyle by było. Ale nasz kraj jest bogaty i stać go na takie ekstrawagancje. A poza tym, to mój czas, a nie jakiegoś ministra cyfryzacji, a dla mojej ojczyzny mój czas jest nic nie warty, więc mogę sobie dylać po urzędach, bo przecież nie muszę zarabiać na chleb i piwo, tylko wolę popierdywać z całym stadem petentów w jakiejś poczekalni, żeby dostawać durne papiery, a najlepiej za nie słono płacić. Ludzie odpowiedzialni za obecny kształt systemu ePUAP powinni być wyciągnięci w samych gaciach z łóżek o 5 rano, następnie zostać przeczołgani na rynek, gdzie gawiedź rzucała by w nich jajami, pleśniejącą rzepą i zgniłymi pomidorami, a na koniec ogoliła im głowy, wytarzała w pierzu i wygoniła poza mury miasta. Nie jestem nawet pewien, czy widok czegoś takiego zrekompensowałby mi (i zapewne paru innym osobom) bezsensowne tracenie czasu spowodowane zapewne kombinacją niekompetencji, cwaniactwa i lenistwa. Ciekawe czy też i korupcji.
Na koniec zostawiłem informację o tym w jakim kraju miały miejsca te dramatyczne wydarzenia.
W Rosji.
Miewam czasem do czynienia z rosyjską biurokrację. Załatwiałem kiedyś numer podatkowy. Wizyta w urzędzie zajęła mi kilkanaście minut. Może miałem szczęście. Wiem jednak, że w Polsce nigdy szczęścia do urzędów nie miałem, a żyłem tam nieco dłużej.
Gdy przyszedłem do pracy i opowiedziałem znajomym Rosjanom tę jazdę, to myśleli, że się wygłupiam, koloryzuję i przeginam. No bo jak to system internetowy wymagający potwierdzenia osobistą wizytą? Jaki to ma sens i co ułatwia? Jak to taki system nie działa i nic nie załatwiłeś przez ponad dwie godziny? To nawet dla ludzi w Rosji (specjalnie nie rozpieszczanych przez los, życie, władzę i biurokrację) jest absurdalnie kretyńskie. To nie tylko to, że nam uciekły Czechy, Łotwa, Estonia i wszystko co na zachód Europy. Z całą legendarną korupcją i dziedzictwem komunizmu Rosja jawi mi się jako kraj bardziej przyjazny obywatelom niż Polska. Naprawdę, Rosjanie mają dużo mniej takich dramatycznych opowieści niż statystyczny Polak. Ilekroć widzę ten bezmiar przewalonych dotacji unijnych, te programy internetowe, szkolenia z ikebany dla stoczniowców lub kładzenie kostki brukowej w jakimś lasku, to mam ochotę strzelić baranka o ścianę i już więcej nie wstawać.
Ta przydługa emocjonalna opowieść to właśnie moja sprawa numer dwa: czy istnieje szansa, że po pierwsze system ePUAP zacznie działać, a po drugie, że ktoś odpowiedzialny za tę katastrofę poniesie jakiekolwiek konsekwencje?
Powyższa epistoła to składowa odpowiedzi na pytanie dlaczego do Polski nie mamy zamiaru wracać: bo właśnie tak jest się traktowanym przez własną ojczyznę, za każdy jej błąd płaci się swoim czasem, a nierzadko i pieniędzmi.
Z poważaniem...
Dla pewnego czasopisma przygotowałem wersję szczególną. Dla jedynego w swoim rodzaju działu tygodnika 'Chwila dla Ciebie'. Z racji pewnych wymogów edytorskich, nadałem temu następującą formę.
Postanowiłem założyć sobie profil zaufany na platformie ePUAP. To takie coś na co Polska wydała pod 100 milionów złotych, ale to się nie wzruszyło i nadal nie działa. W odróżnieniu od portali komercyjnych, które kosztują mniej i działają. Aby uruchomić tam konto, musiałem stawić się osobiście w jednym z urzędów. Tak więc pojawiłem się tam i po odczekaniu swojego, spotkałem się z urzędnikiem. Gdy ten dowiedział się, że chcę weryfikować profil, to od razu poprawił mu się humor.
PRZECIEŻ TO PAŃSTWOWE! PAN ŻEŚ MYŚLAŁ, ŻE TO BĘDZIE DZIAŁAŁO???
Razem szczerze zaczęliśmy się śmiać. Ależ byłem głupi, poszedłem do polskiego urzędu i myślałem, że coś załatwię!!! Wspólnie zrywaliśmy boki na myśl o mej głupocie! Do dzisiaj poprawia mi się samopoczucie, gdy sobie wspominam jakim ciężkim frajerem potrafię być.
Postanowiłem założyć sobie profil zaufany na platformie ePUAP. To takie coś na co Polska wydała pod 100 milionów złotych, ale to się nie wzruszyło i nadal nie działa. W odróżnieniu od portali komercyjnych, które kosztują mniej i działają. Aby uruchomić tam konto, musiałem stawić się osobiście w jednym z urzędów. Tak więc pojawiłem się tam i po odczekaniu swojego, spotkałem się z urzędnikiem. Gdy ten dowiedział się, że chcę weryfikować profil, to od razu poprawił mu się humor.
PRZECIEŻ TO PAŃSTWOWE! PAN ŻEŚ MYŚLAŁ, ŻE TO BĘDZIE DZIAŁAŁO???
Razem szczerze zaczęliśmy się śmiać. Ależ byłem głupi, poszedłem do polskiego urzędu i myślałem, że coś załatwię!!! Wspólnie zrywaliśmy boki na myśl o mej głupocie! Do dzisiaj poprawia mi się samopoczucie, gdy sobie wspominam jakim ciężkim frajerem potrafię być.
Niestety, nie udało się znaleźć sposobu, żeby przesłać to na dłonie redakcji tego szlachetnego periodyku i być może wygrać 70 PLN...