Jeżeli kiedyś zadawaliście sobie pytanie czemu gry ze Związku Radzieckiego nie podbiły świata, to odpowiedź na to pytanie można znaleźć w muzeum radzieckich automatów do gry. Mieści się ono w samym centrum miasta, przy ulicy Kuzneckij Most 12. Płacimy 500 rubli i dostajemy dwadzieścia pieniążków o nominale 15 kopiejek, tyle właśnie niegdyś kosztowała ta przyjemność. Na każdej monecie dyżurny sierp i młot. W dzieciństwie odwiedzałem salony gier i gdyby mi wtedy dano takie polowanie na zające jakim zaszczycono radzieckie dzieci, to chyba bym tam więcej nie przyszedł. Na wielu automatach jest napisane, że coś może nie działać lub że działa losowo. Mam wrażenie, że w czasach ich świetności było podobnie. Oparte są one bardziej na zasadach mechaniki niż cybernetyki. Poziom absurdu może człowieka pokonać, w grze w jeżdżenie czołgiem podjeżdża się do przeciwnika, by go zabić. Lampka zmienia kolor, zniszczony. Odpalanie torped z łodzi podwodnej - nie pojąłem jak działa, wciskać można wszystko i nic się nie dzieje. Strzelanie do kaczek - na dwadzieścia strzałów nie trafiłem niczego, a przynajmniej automat mi nie zaliczył. Samoloty - celownik nie chce iść za nic poza połowę ekranu, więc razić można było jedynie środek i prawą stronę. Świetliste zające kicają sobie, okazyjnie pojawia się kuna lub wiewiórka. Nie trafiłem niczego, osoba po mnie też nie. Dość szybko przechodzi się w tryb uśmiechu nad całym zagadnieniem. Miejsce ma w miarę fajny klimat, są automaty z wodą sodową z epoki, jest stara budka telefoniczna. Cena jest jednak nieco przesadą, można trochę czasu spędzić, ale poziom gier sprawia, że powyżej dziesiątej szedłem raczej dlatego, że miałem jeszcze monety, a nie bo mnie to przesadnie bawiło. Pomysł sam w sobie jest ciekawy i raczej unikatowy. Najlepiej iść we dwójkę i podzielić się monetami. Obsługa raczej nie rzuci się, że każdy ma wydać te pięć stów, a w ten sposób można za nieco mniej odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego na rynku rozrywki elektronicznej japońskie firmy odniosły sukces, a sowieckie nie. Bo tych cholernych świecących zająców i tak nikt nigdy nie ustrzeli...
6 Comments
diabel-w-buraczkach
4/11/2015 03:03:02 am
kogut! ten kogut jest przepiekny! takie ma fajne sombrerko na glowie :}
Reply
diabel-w-buraczkach
4/11/2015 03:05:07 am
... chociaz w sumie to jest chyba indyk, co nie? bo taki ogon ma indyczy, i korale. Tak czy owak - podoba mi sie bardzo.
Reply
aleksandra11
6/11/2015 09:00:31 pm
A byly kiedys takie gry kieszonkowe firmy Elektronika Wilk i Zajac, czy tez Wilk w kurniku i on musial lapac jaja spadajace z grzadek, pamieta to ktos? Te gry to byl czad.
Reply
/Nie ma to jak zauważyć po miesiącu.../
Reply
Leave a Reply. |
Mir IskusstwaNie samą pracą człowiek żyje! Literatura, muzyka, film, balet, teatr, sztuka i wszystko, co związane z kulturą (niekoniecznie bakterii jogurtowych) Archiwum
July 2017
Kategorie |