Podobną szkołę myślenia zaprezentował pan Li z jednej z wiosek w Hebei. Pewnego wrześniowego wieczora przyszedł do niego członek lokalnej komórki partyjnej, by pobrać pieniądze za prąd. Jednak gospodarz rzucił się na gościa i począł go bić. Pan chwilę pomyślał i stwierdził, że wróci jak tamten będzie miał lepszy humor. Zanim jednak zdążył wyjść, pan Li dotkliwie go pokąsał. Na to partyjny postanowił zadzwonić po policję, bo wpierdol jedno, gryzienie drugie.
Po przyjeździe stróże prawa zastali pana Li w ubłoconych spodniach. Próby nawiązania z nim kontaktu wypadły tak sobie, gdyż leżał na podłodze i tarzał się, więc go w końcu obezwładniono. W domu znaleziono jego kobietę, która leżała na łóżku z pokaźną kolekcją pawi w okolicy. Było jeszcze dziecko, które powiedziało, że do obiadu wszystko było normalnie, a dopiero potem zrobiło się ciekawie. Zbadano resztki posiłku, okazało się, że rodzina pojadła jakichś dziwnych krzaków. Szpital, pomoc, leczenie, przywrócono ich światu. Pan Li bardzo wszystkim podziękował. Wyjaśnił, że wielokrotnie słyszał, że jedzenie dzikich roślin jest dobre dla zdrowia, no więc zjadł. Szkoda, że nie wiadomo, czy dobrze się chociaż bawił. Jesteśmy pewni, że Chińczycy na pewno dopiszą tę magiczną zieleninę do listy roślin dobrych na przyrodzenie.