- w Hangzhou łódkarz wjechał w świątynię i strącił ją do wody. Wyszło mu tak, bo akurat czytał gazetę na telefonie, więc nie miał czasu rozglądać się po okolicy. Trafił nieźle, bo w jedną z najważniejszych w kraju. Co ciekawe, lokalna populacja go wsparła, że każdy może mieć ochotę poczytać gazetkę i nie można mu tego prawa odmawiać, no a łódkarze przecież pracują tak ciężko w czasie sezonu letniego. Zwłaszcza kilkanaście minut po 9 rano, kiedy to tak mądrze pokierował swą jednostką pływającą.
- policja z Wuhan słynie z brutalności i chamskiego traktowania obywateli, wyjątkowego podobno nawet w skali chińskiej (to już chyba KGB siada). Poddani mają tego dosyć, więc pewnego dnia zorganizowali marsz przeciwko. Na drzwiach nieśli zwłoki ofiary policyjnej przemocy, człapali tak przez miasto w żałobnym pochodzie. W pewnym momencie ofiara zmartwychwstała, powiedziała, że chrzani, jest za gorąco i że musi się napić wody, po czym sobie poszła po picie. Komendant policji powiedział, że nie widzi żadnych racjonalnych argumentów przeciwko stosowaniu przemocy.
- Wuhan chyba idzie po tytuł chińskiego Wąchocka, jakiś pan obciął obcej pani włosy w autobusie. Motywy pozostają nieznane.
- ...a innego dnia młoda parka zginęła tragicznie i radośnie zarazem: współżyli oparci o okno, okno wypadło z futryny i polecieli sobie kilka pięter w dół.
- jak sobie radzić z upałem? W Guangdong, prowincji, która nawet w skali Chin uważana jest za ekscentryczną w swych preferencjach żywnościowych, polecają psie mięso, które ma właściwosci schładzające. Polecają też kocinę, ale to nie na upały, nie, kocina pomaga balansować poziom ying i yang.
- pan w Szanghaju próbował rozpiąć nieznajomej stanik podczas podróży metrem. Chyba pierdolnięty, bo w metrze przecież jest klimatyzacja, więc to nie przez upał.
- w Chinach nadal mieszkają ludzie pierwotni, po prostu jaskiniowcy. Problemem jest oszacowanie ich liczby, naukowcy mówią o około pięciuset osobnikach, naoczne obserwacje nakazują zakładać istnienie populacji ponad miliarda takich ludzi.
- 20 lipca pewien Chińczyk na wózku inwalidzkim odwiedził lotnisko w Pekinie. Z jakiegoś powodu postanowił nieco rozerwać siebie i port lotniczy, więc przyniósł ze sobą bombę i próbował wysadzić cały majdan w powietrze. Od razu jednak widać, że Made in China, bo ranił tylko siebie i jakiegoś pracownika. Jednak dzięki temu wyczynowi zaostrzono kontrole na wszystkich lotniskach w kraju. Cholernie mu byłem wdzięczny, gdy musiałem skorzystać z portu w Szanghaju i zamiast zwyczajowego potrójnego sprawdzania miałem jakieś popiątne.
- są różne prace – mniej kochane, bardziej lubiane, ciekawsze, nudniejsze, mniej lub bardziej dochodowe. Przez jakis czas za robotę marzeń uważano zajmowanie się tropikalną wyspą, jednak w Chinach mają lepszą posadę. W centrum rozmnażania pand w Chengdu jest etat masturbatora pand. Chciałbym dowiedzieć się, co odpowiada żonie na ‘cześć kochanie, jak dzisiaj było w pracy?”
W Polsce pewnie by z tego zrobili staż gwarantujący atrakcyjny wpis do CV. - Zoo w Luohe zyskało międzynarodową sławę, gdy ich lew został zdemaskowany jako tybetański mastif, czyli pies. Dalsze śledztwo ujawniło, że i wilk ma w sobie coś z psa, w miejscu leopardów mają lisy, a zamiast węży objawiły się szczury. Prowadzący zoo biznesmen wyjaśniał, że pieniędzy im ledwo wystarcza, co zapewne w jego mniemaniu wyjaśnia wszystko i nie ma problemu.
- Ningbo: pani parkując samochód w garażu najpierw załatwiła swego męża. Ten bardzo inteligentnie jej pomagał: stanął przy ścianie garażowej i pokazywał, żeby jechała. To pojechała, zginął na miejscu. Jednak Darwina zagwarantowało jej, że zapomniała o drobiazgu, iż głowa jej wystaje przez okno, więc rypnęła nią o drzwi i również poszła na zielone pastwiska. Wszystko przeżyła siedząca na tylnym siedzeniu córka. Z jednej strony będzie miała traumatyczne wspomnienia, z drugiej jeżeli odziedziczyła wszystkie geny po rodzicach, jej życie nie powinno być przesadnie długie...