Tak radośnie rozpocząłem Nowy Rok, którego pierwszy tydzień minął mi głównie pod znakiem pielęgnowania w sobie nienawiści chińskiej mentalności. Moja dyrekcja dalej twardo łże innym nauczycielom, że zostanę na drugi semestr. Lata mi to, ale wyjaśniam sprawę po niemal kilka razy dziennie.
- Kierownik powiedział, że zaoferował ci bardzo dużą podwyżkę.
- Tak, szałową, tak szałową, że spadamy stąd 20 stycznia.
Ta sama osoba w dwa dni później:
- Kierownik powiedział, że może jednak zostaniesz
- Nie, nie zostanę.
Dzień kolejny, znowu:
- Kierownik mówił, że zostaniesz.
- Pogadamy po 20 stycznia, czy zostałem.
Jedna z mych koleżanek wdała się ze mną w rozmowę. Okazało się, że ma zamiar odejść ze szkoły. Że ma już tego dosyć, że prawie trzy lata, że konkurencja lepiej płaci, mniej gnębi i oferuje lepsze warunki. Poradziłem jej uczynienie właśnie tego. Gadaliśmy sobie tak miło i nagle mi gruchnęła newsa. Gdy ponad dziesięć miesięcy temu przybyłem do tego pięknego zakątka świata, szkoła zaoferowała mi darmowe lunche. Kucharki zabroniły nawet zmywać po sobie, a gdy potem dołączył do mnie mój Aligator, najpierw oboje dostawaliśmy darmowe lunche, a potem oferowali dla niej na wynos. Lunche szkolne bywają różne, raz atrakcyjne jak gacie Mao, kiedy indziej całkiem smaczne. Zawsze pozwalają one jednak na ustalenie co właśnie jest najtańsze na pobliskim bazarze, jak dają kapustę, to jasne, że jest niemal za darmo. Lotosa? Aha, czyli można dostać kilo za 1 RMB jakieś. Do tego ryż, Magda Gessler mogłaby mieć parę uwag, ale wygodnie dostać jedzenie w miejscu pracy. Dowiedziałem się, że cała reszta składu nauczycielskiego płaci za nie po 5 RMB i że ostatnio Kierownik uskarżył się, że ja-my nie. Pośmialiśmy się trochę, policzyliśmy sobie, ile to może być warte, wyszło nam, że z prądem, olejem, wodą i pensją kucharki to ma małe szanse przeskoczyć 3 RMB w wersji największy wypas. Za 5 to można dostać bardzo wiele fajnych rzeczy na bazarze. Najpierw myślałem, żeby unieść się honorem i zaoferować mu pieniądze, a potem uznałem, że po co? Niech powie normalnie, zacznę wtedy chodzić jeść na bazar, chociaż mi zejdzie więcej czasu, to nie dam krwiopijcy zarobić. Może przy okazji okaże się, że szkoła straci twarz jeżeli się tam przestanę stołować.
Dowiedziałem się też, że obecnie szkoła zatrudnia wszystkich nowych na nielegalu, nie mają oni żadnych umów. Nie znam się na chińskim prawie pracy, ale chyba coś by tam sobie ojczyzna życzyła dostawać w podatkach.
Nadszedł weekend, nastały lekcje. Pytam nauczycielek, co robić, jedne mówią więcej, inne mniej. Jedna mówi, ze przybory szkolne:
- Robiłem to trzy razy w tej grupie...
- Oni to bardzo dobrze potrafią, więc zrób jeszcze raz.
Rzeczywiście, to umieli świetnie. Niestety, okazało się, że już niczego poza tym nie potrafią. W trakcie lekcji inna mi mówi, że się pomyliła i że dała mi lekcje do innej grupy. Jęknąłem, zrobiłem tę inną, bo szczęśliwie miałem i to przy sobie. Tak sobie pomyślałem: ty masz cztery grupy. Ja mam ponad 30, ale to mi się nigdy nie zdarzyło pomylić.
Inna rozpoczęła lekcję od poinformowania mnie, że nienawidzi tej grupy i że się z nimi nudzi. Że zgłaszała Kierownikowi, że grupa jest za duża, że rodzice przychodzą na lekcje i potęgują chaos. Obiecał jej, że rozwiąże problem i zabroni im przyłazić, ale to już dawno mówił i nie rozwiązał tego kółka matek, babć i dziadków. Gdybym ja ci słonko powiedział, ile on mi już tu problemów obiecywał rozwiązać, a ile faktycznie rozwiązał...