Trochę zmartwił nas fakt, że Australijczycy nie przyszli: o ile jeden powiedział, że chory, o tyle drugi, że pierdoli. W efekcie zostaliśmy nieco zawieszeni pomiędzy drużynami USA i Australii. Gadały z nami wszystkie postaci dramatu i wypytywały o drugich, przy tym delikatnie sugerując, że moglibyśmy coś ponapierdalać o tym, że tamci są chujami. Na to się nie dawaliśmy, rysowaliśmy wszystkich wszystkim w samych superlatywach. Razem z nami taka nieco zawieszona była Irasiad, która też dokładała starań, żeby nikogo nie obrazić i żeby wszystko było fajnie.
Po naszym wielkim spotkaniu inauguracyjnym wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik. Wielki news gruchnął dopiero w poniedziałek:
Nie możemy wykonać 'Xiao Pingguo'. 'Xiao Pingguo' jest już zajęte.
Płacz. Żal. Desperacja. Smutek. Niedowierzanie. Posznytowane ramiona. Pijaństwo, narkomania i masturbacja. Szczęśliwie, Amerykanie znają też inne piosenki. I z tego wszystkiego, co znają, wybrali...
Utwór grupy Backstreet Boys - I want it that way.
Obawiałem się, że znam i to gówno. Niestety, była to prawda. Ledwo mi włączyli i już błagałem, żeby darowali. Zsyłka na Kołymę bez prawa do korespondencji (czyli 25 lat łagru) zaczęła wydawać się całkiem interesującą perspektywą wobec planów wykonania tego utworu na oczach stada chińskich studentów pierwszego roku. Z całego dorobku amerykańskiej muzyki rozrywkowej musiano wybrać to. Nie Presleya, nie Nirvanę, nie Slayera, tylko Backstreet Boys.
Gdy podejmowaliśmy pracę na uniwersytecie, naiwnie wydawało nam się, że zatrudnili nas i płacą nam, bo chcą, żebyśmy ich młodzież czegoś tam nauczyli. Słowo 'wydawało się' jest tutaj kluczem. Program semestru wysłaliśmy 19 września, do dzisiaj nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi, czy im się podoba, czy nie. O książki dla nowych grup chodziliśmy i pytaliśmy dobre kilka dni, nie wiedzieli niczego, w pewnym momencie to nas nawet odesłali do innego departamentu. Ustalenia w sprawie pensji i dorobienia kluczy do mieszkania są od dawna w lesie i nie zanosi się na to, żeby miały przenieść się bliżej nas. Ale powitanie nowych studentów... Wszystko załatwiane było na bieżąco. Dzień w dzień próby programu artystycznego, czyli wejścia na scenę przy dźwiękach naszej narodowej pieśni, a potem wspólnego odśpiewania szlagieru najlepszej grupy amerykańskiej, Backstreet Boys. Próba w sali biurowej, próba na scenie, testowanie mikrofonów. Oczywiście wszystko w paradygmacie 'pożar w burdelu', czyli:
- Mail, że próba będzie o 14 w biurze;
- O 13:55 w biurze informacja, że jednak o 16, więc wszyscy w tył zwrot i za dwie godziny powrót;
- O 15:30 informacja, że jednak nie w biurze, a w sali gimnastycznej. Połowa dociera do biura, druga połowa do sali gimnastycznej, więc telefony, poszukiwania.
Dobra, próba, Cholerne Korale, AC/DC, dzieło koreańskie, dzieło ukraińskie, Cotton-Eyed Joe, Backstreet Boys, koniec.
No ale jak tak bez układu choreograficznego? Więc jakby tu można machać rękami do tego kawałka? A może tu by się dało zrobić krok w lewo? A potem w prawo? To zróbmy próbę całości. Hm, a gdyby tu ręce wyciągnąć? O, świetnie, to próba. Do porzygu. Tyle, że znaleźliśmy niezły składzik broni białej za sceną, więc połaziliśmy trochę z szablami i maczugami, udawali koty do mikrofonu (na dwa głosy), próbowali swoich sił w grze na perkusji, a największą radość wywołało znalezienie maszyny do robienia baniek mydlanych, którą to uświetniliśmy nasz występ.
Lekko licząc, w ciągu tygodnia każde z nas zmarnowało około dziesięciu godzin na próby do najbardziej przaśnego występu świata. Początkowo najbardziej roszczeniowi i najmniej potrafiący się bawić byliśmy my z Australijczykami, ale po drugim dniu Amerykanie też mieli dosyć i rozpoczęli poddawać w wątpliwość sensowność takich nakładów czasu i sił. Ostatnie dwa dni to były próby z Chinkami. Ja rozumiem, że im praca tutaj służy głównie do szukania mężów, siedzenia na WeChat i zabaw towarzyskich, więc stąd nadmiar energii i pomysłów. Ledwo do nas dołączyły, to rozpoczęło się trucie dupy vol. 2, czyli 'więcej życia!', 'a czemu on ma mikrofon?',' a czemu nie podnosimy rąk w tym refrenie?', 'a tu byśmy sobie mogli wsadzić palce do rzyci, a potem może całą rękę'. Po ich różnych sugestiach nawet Gary zaczął robić wrażenie bardzo zmęczonego życiem.
Pomysł numer dwieście: kupią nam wszystkim takie same, niebieskie koszulki.
A kupujcie.
To do odbioru o 12 w biurze.
O 12 przesunięto wydanie pasiaków na 14. Gary w terenie poszukuje najlepszych niebieskich koszulek całego świata. Szukał tak zawzięcie, że można go było spotkać na randce w centrum handlowym, pochłaniającego porcję lodów.
16, koszulek nie będzie, przynieście swoje.
Próba. Zaczęły padać poważne sugestie, żeby przynieść trochę wódki na występ, bo przecież ocipiejemy z nudów - przyznano nam dopiero ósme miejsce w programie artystycznym. Wcześniej dziewczynki z wachlarzami, rapujący chłopcy, inne skoki i wygłupy, solidnie zmarnowana godzina. O ile kiedyś mnie takie rzeczy interesowały (i to do tego stopnia, że byłem na kilkugodzinnym przedstawieniu teatru kabuki), o tyle obecnie dostaję torsji ilekroć widzę jakichś chińskich akrobatów, staruszki z wachlarzami, dziewczynkę z shamisenem, czy innych cyrkowców. Największym wymiarem kary jest śpiew na żywo, co zazwyczaj przypomina odgłosy towarzyszące chędożeniu kotów. Zawsze wygląda to tak samo, za każdym razem brzmi jeszcze gorzej i zawsze jest dennie.
Od 18 do 19:30 siedzieliśmy w jakimś pokoiku, jedli ryż i omawiali różne aspekty edukacji, polityki i pedofilii duchownych. Koło 20:30 odwaliliśmy swoje, potem jeszcze poczekali do 21, żeby pożegnać publikę i poszliśmy do monopolowego.
Wszyscy!
Można powiedzieć, że cały ten cyrk odniósł pewien sukces integracyjny, po raz pierwszy odbyła się libacja, na której był cały nasz kolektyw i mieliśmy wielki temat do omawiania. Tak wielki, że pobliski kosz na śmieci zapełnił się całkowicie już koło 23, a wystawka zrobiona o 3 rano sięgała na jakiś metr wokół pojemnika.