- to, że w okolicach popularnych terminów nie da się kupić biletów kolejowych na pięć dni przed odjazdem pociągu;
- to, że w normalny dzień nie da się kupić biletów na pociąg;
- to, że pralka pierze tylko przy użyciu zimnej wody;
- to, że ww. zimna woda wylewa się z pralki dookoła;
- to, że w lodówce nie działa światło, ergo tego się nie naprawia, to jest normal;
- to, że śmieci rzuca się absolutnie wszędzie;
- to, że dzieci leją i srają po ulicach, także w centrum miasta;
- to, że dorośli leją i srają po ulicach, także w centrum miasta;
- to, że można zostać potrąconym idąc na zielonym po pasach;
- to, że można zostać przejechanym na chodniku;
- to, że rodzice wchodzą i wychodzą z klasy w trakcie lekcji;
- to, że na czas trwania lekcji nie wycisza się telefonu i odbiera połączenia przychodzące;
- to, że w czwartym roku nauki uczniowie nie są w stanie powiedzieć poprawnie więcej niż jednego zdania w języku wroga. Nierzadko nawet nie potrafią powiedzieć i tego zdania;
- to, że nauczyciele angielskiego po studiach nie są w stanie zlokalizować USA i Kanady na mapie;
- to, że pewne tematy zostają ucięte w mediach, a blogi ich dotyczące znikają z dnia na dzień;
- to, że nie wolno oficjalnie mówić o bardzo długiej liście rzeczy;
- to, że nikt nie czyta i ogólnie nie ma żadnych zainteresowań poza podtrzymywaniem swojej egzystencji;
- to, że w prywatnej szkole językowej krzesła i ławki się dosłownie rozpadają;
- to, że ktoś obcy robi nam zdjęcia na ulicy;
- to, że nieznajomy krzyczy do nas 'hello,iloveyou,usa,fuckyou' na jednym wydechu;
- to, że o 11:30 pije się bai jiu, zwłaszcza w świetle tego, że wkrótce ma się mieć lekcje.
Powyższa lista nie ma znamion kompletnej. Niemal każdego dnia odkrywamy kolejne rzeczy, które są normal i to właściwie świadczy o tym, że my jesteśmy popierdoleni, a nie oni. Czekamy więc na dzień, w którym pogodzimy się z myślą, że szanghajska restauracja serwująca dania stylizowane na ludzkie odchody jest normal.