Jedną ze straceńczych grup był Trade. Był on moim koszmarem, kiedyś powiedziałem, że 12:01 w środę to najlepsza pora całego tygodnia. Bo nie zobaczę ich kolejne sześć dni. Poziom był straszny, w grupie 67 osób, ale większość szczęśliwie nie przychodziła. Jak się pojawiali bardziej stadnie, to ich niemal błagałem, żeby uciekli, chociaż z drugiej połowy naszych zajęć. Część żeńska grupy to był absolutny pokaz mody, obcinania paznokci w trakcie lekcji, wychodzenia z sali w środku zajęć, najlepiej połączonego z trzaskaniem drzwiami. Po mojej wizycie numer 3654 w biurze (TAK SIĘ NIE DA UCZYĆ!!!), powiedziano, że właściwie żadnych oczekiwań wobec tej grupy nie ma, płacą, to papiery dostaną, ale mogę tam wiele nie robić, mogą być filmy rysunkowe. Starałem się jednak nie iść na taką łatwiznę i nie stawiać na nich krzyżyka (jak już wszyscy postawili), było około sześciu osób, które miały jakąś pasję, ale tonęły w morzu całej reszty. Hektary czasu spędzałem na uciszaniu grupy, pokazywaniu gdzie otworzyć książkę, miewałem bardziej rozgarnięte sześciolatki. Była JEDNA osoba, Tammy, która naprawdę chciała się uczyć i której bardzo się podobało, że zajęcia są inne niż te z chińskimi nauczycielami. Pewnego dnia zasugerowałem jej, żeby przychodziła do np. Accounting, miałem tam ten sam kurs, ale nie mogła, bo miała w tym czasie inne zajęcia. Żal mi jej było, poświęcałem jej dużo czasu, bo konkurencji wielkiej nie było. Trudno mi napisać coś lepszego o kimkolwiek, bo nawet najlepsza w grupie uważała, że czas na przygotowanie np. odpowiedzi na pytanie lepiej wykorzystać na poprawianie fryzury. Inna rewelacyjna przestała przychodzić po czterech tygodniach. Przyznam, że trochę się jej bałem, bo pewnego dnia przytuliła się do mnie dość dziwnie gdy coś jej pokazywałem w książce. Kiedy indziej została po lekcjach o coś mnie dopytać. Miała tak rozpiętą bluzkę, że musiałem patrzeć w sufit, żeby nie widzieć jej, dość pokaźnych, walorów kobiecości. Tuż przed egzaminem chciała przedyskutować swoją niską frekwencję. Naciskała, że koniecznie w moim mieszkaniu i była rozczarowana, gdy się nie zgodziłem.
Do Trade przeważnie trafiali ludzie, którzy całkowicie nie dali sobie radę z edukacją, bo ich potencjał intelektualny po prostu na to nie pozwalał.
Drugą taką straceńczą grupą była Business Administration. Tam dla odmiany było bosko, grupa totalnych oryginałów, w tym ludzie z farbowanymi włosami. Nie dziwiłem się, że im nie poszły egzaminy wstępne, wiele osób potrafiło myśleć samodzielnie, często udzielali bardzo oryginalnych odpowiedzi, parę razy naprawdę mnie zadziwiając in plus. Nigdy nie miałem tam trudnych lekcji, wszystko szło jak z płatka. Poziom był raczej niski, średnia ocen z egzaminu katastrofalna, ale im się chciało, nie było to 'czy ktoś do ciężkiej nędzy mógłby odpowiedzieć na to pytanie?'. Raczej nieme: 'jeny, jak z waszych odpowiedzi dojść do tego, co mam następne???'. Była tam jakaś pozytywna energia do działania, po paru zajęciach byłem w stanie coś powiedzieć o większości osób - w wielu lepszych grupach nie miałem zielonego pojęcia kto jest kim, bo wszyscy byli wycięci z jednego szablonu. Tam już sprawdzając listę mogłem wprowadzać elementy rozrywkowe (Genevieve... Przyjmuję zakłady: ile się nam dzisiaj Genevieve spóźni? Czy da radę dotrzeć do nas przed końcem pierwszej połowy zajęć?). Potem też nie było źle: Alice... Czy jesteś w stanie opowiedzieć na to pytanie nie mówiąc nam o swoim rodzinnym Shijiazhuang?. Harper - jaką masz w tym tygodniu obudowę na telefon? E, w zeszłym miałaś lepszą, a najbardziej lubię tę w Absolut Vodka. Tydzień temu miałaś jakieś punkowe dziewczynki i że nigdy nikt ci nie powie, co robić z życiem, a dzisiaj Minionki? Zawiodłem się na tobie!
Moim ulubieńcem był Drake, który powoli odkrywał, że jest prawdopodobnie gejem. Wszyscy uważali go za nieco rąbniętego i chyba nie miał wielu znajomych. Chwilami mnie przerażał:
- Gdzie byś chciał mieszkać?
- W Mongolii Wewnętrznej.
- Czemu?
- Bo tam nie ma mojej rodziny i można być samemu ze sobą.
W swoich wypowiedziach często używał cytatów z piosenek, całego Michaela Jacksona znał na pamięć. Pod koniec wyznał mi, że jest porażką rodziny, bo zawalił GaoKao i ogólnie liceum. Spędził jego dużą część grając na necie i słuchając muzyki. Nie mógł uwierzyć, gdy mu powiedziałem, że zapewne tam się nauczył wszystkiego, bo w szkole to wiem jak bywa. Często przychodził do mnie z pytaniami o to jak poderwać dziewczynę. Kiedy indziej przyszedł załamany - spotkał Rosjankę, zakochał się od pierwszego wejrzenia i chciał się z nią zaprzyjaźnić. Kazała mu spadać. Pytał dlaczego ona nie była taka miła jak ja i czy obcokrajowcy są bardziej jak ja, czy jak ona. Oczyma wyobraźni widziałem tę sytuację, do tego wiedziałem kogo zapewne spotkał. Poleciłem mu nie próbować zdobywać niewieścich serc w ten sposób, że lepiej żeby sobie pojechał do hostelu, wziął dormitorium i może niech zaoferuje komuś, że go oprowadzi po Pekinie, to jest większa szansa na sukces. Zrobił tak, skończył grając w gry komputerowe z Koreańczykami. Żalił się, że musiał przegrać, bo nie wypada wygrać z gośćmi.
W mój ostatni wieczór w Baoding zaczął do mnie desperacko wydzwaniać: że koniecznie musimy się zobaczyć, ale dopiero wraca z rodzinnego Shijiazhuang i czy może przyjść do naszego mieszkania. Przybył dopiero o 22 i dał mi w prezencie buddyjską bransoletkę. Zauważył, że noszę coś podobnego, kiedyś mnie nawet pytał o sprawy religijne. Jego prezent ma mnie ona chronić od nieszczęścia, noszę ją niemal cały czas. Bardzo się boję o jego przyszłość, na wakacje poszedł robić staż w banku, ale totalnie się w tym nie widział. Marzył o tym, żeby zostać kucharzem, niemniej rodzina zmusiła go do studiowania na kierunku ekonomicznym, bo przecież już mieli z nim wystarczająco kłopotów w liceum. Żył w poczuciu winy wobec rodziców i mówił, że całe szczęście, że jego siostra jest świetną uczennicą i na pewno da sobie radę o wiele lepiej niż on.
Pożegnał mnie słowami 'dziękuję za bycie moim nauczycielem i przyjacielem'. Odpowiedziałem, że dziękuję za bycie świetnym uczniem i przyjacielem. Chciał jechać studiować do Kanady, ale potrzebował do tego 7 z IELTS. Obawiam się, że tylu punktów może nie zrobić. Przepisujemy sobie czasem na Skype - Drake uznał, że QQ to zmuszanie mnie do przesadnych kompromisów cywilizacyjnych, a on chce być człowiekiem jak na Zachodzie, więc założył sobie konto.
W tejże grupie był też Jack. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że jakoś bardzo lubi moje zajęcia, ale zawsze dość rzetelnie (chociaż diablo powoli) pracował, pisał też dość dobre, staranne wypracowania. Byłem zaskoczony, gdy na dwa dni przed wyjazdem zapukał do naszych drzwi z prezentem dla mnie. Biografią Jackie Chana, po chińsku. Pocieszył mnie, że jest w niej dużo naklejek i zdjęć. Oprócz tego przyniósł nam gigantycznego arbuza, bo arbuz jest dobry na upały. W cztery osoby daliśmy radę zjeść połowę, drugą pod osłoną nocy musiałem wynieść poza kampus. W ostatniej rozmowie powiedział, że moje zajęcia były jego absolutnie ulubionymi i że się bardzo wiele nauczył, że będzie mu brakowało tego lektoratu, że mu bardzo żal, że nie będziemy mieli nigdy więcej razem zajęć. Mnie zrobiło się głupio, że nigdy go nie zaprosiłem, ale nie miałem pojęcia, że żywi jakieś cieplejsze uczucia wobec mnie i mych lekcji.