Jeżeli ktoś interesuje się chociaż trochę komiksem, to ma duże szanse na znanie personaliów Guya Delisle. Autor pochodzi z Quebecu, większość jego prac dotyczy Azji, z tych najbardziej znany jest ‘Pyongyang’. Na drugim miejscu są ‘Kroniki birmańskie’, zaś pod względem zachwytu i popularności trylogię zamyka ‘Shenzhen’ (które było pierwsze). Delisle tak się pobujał po świecie, bo pracuje w animacji i służył za zagranicznego eksperta najpierw w Chinach, a potem w Korei Północnej (w Birmie zaś znalazł się za sprawą małżonki - lekarki).
Autor miał wątpliwe szczęście pomieszkania w Shenzhen przez trzy miesiące w latach 1997-1998. Jego wrażenia z pobytu są mniej więcej takie, jak większości osób mieszkających obecnie w mniejszych miastach Chin. Nuda, szarzyzna, duże budowle, syf, odraza, niemożność nawiązania kontaktów międzyludzkich, niemożność zrozumienia Chińczyków nie tylko pod względem językowym, początkowo kłopoty ze zdobywaniem jedzenia, walka by sobie jakoś życie ubarwić, liczenie dni i godzin do końca zsyłki.
Komiks fabularnie nie powala, jest to zbiór scenek z życia w Chinach, jedne ciekawsze, inne mniej. Czyta się oczywiście szybciutko, jak to komiks, więc bólu nie ma, klimat życia oddany jest dobrze, ale widać nieco brak pomysłu na to, nie ma niczego nad czym można się zatrzymać i podumać, żadnych prób zastanowienia się dlaczego to wszystko jest tak, a nie inaczej, tylko powtarzane do znudzenia o tym, że jest nudno. Narysowane jest w porządku, niektóre kadry świetne, inne po prostu zwyczajne. Jeżeli jednak zna się późniejsze prace autora, to wie się, że jego styl ulegnie ewolucji. Opowieść o Korei Północnej cudownie wyciąga pełno codziennych absurdów z życia tamże, bywa zabawnie i smutno. Przeczytanie potem 'Shenzhen' to wielki krok wstecz. Gdy pewnego czerwcowego dnia wysiedliśmy z pociągu w Shenzhen, to usiedliśmy z wrażenia. Obecnie to jest jak nie-Chiny, ruch uliczny ma sens, względnie czysto, ludzie dość zorganizowani, mniej plucia, więcej zachodnich dóbr. Domyślam się, że w latach 90-tych jeszcze nie było tak dobrze, ale i tak na pewno lepiej niż to, co my mamy każdego dnia. Szkoda, że autora nie przysłali na większe zadupie, dopiero by się ubawił i by miał co rysować.
Polecam do szybkiego przeczytania, ale kupowanie sobie oryginału za kilkadziesiąt PLN to byłaby bardzo odważna decyzja. Daję jedną kaczą głowę za brak głębszych przemyśleń.