- Musisz, kapralu, musisz! - powiedział pułkownik Fomin znad biurka
- Ale towarzyszu, to przecież poniżej godności pracownika FSB - odparł Abushkin.
- Kapralu Abushkin, musicie! MUSICIE!
- Ale...
- Będą pieniądze. Będzie weekend na daczy. A jeżeli się postaracie, to może Varvara z działu kadr też tam będzie. A jak się nie postaracie, to będzie Dagestan! - krzyczała czerwona twarz pułkownika Fomina.
- WYJŚĆ! - zakończyła tę przemowę i zatopiła się w fotelu zrobionym z karakalich futer.
Abushkin się zafrapował. Wiedział, że z listy wycieczek, podmoskiewska dacza interesowała go bardziej niż dagestański auł. Wstąpił do służb specjalnych jakieś dwa lata wcześniej. Był gotów na sabotowanie kapitalistów, był nawet gotów na zostanie szachidem w imię Rosji. Nie był jednak gotów na tę misję. Jego myśli popłynęły w stronę historii Związku Radzieckiego, wyzwań rzucanych pracownikom KGB i FSB na przestrzeni lat. Przypomniał sobie spektakularne akty sabotażu. Zabójstwa. Działania terrorystyczne. Jednak według wiedzy Abushkina, jeszcze nigdy agent FSB nie zmierzył się z takim wyzwaniem.
Abushkin szedł do metra i przypomniało mu się jego dzieciństwo: dom dziecka w Krasnojarsku. Przyjęcie na studia za niesamowitą inteligencję, która objawiła się tym, że wygrywał w szachy z każdym, w tym z pijanym Pietrowem, mistrzem okręgu sezonu 1963. Potem lata szkolenia dla FSB. Zimne prysznice i gorące pustynie. Kąpiele w zwierzęcej krwi. Strzelanie do dzieci na ulicach Groznego. Dwa lata w Arktyce. Tajna misja w Tadżykistanie. Nocne spotkania z Al-Kaidą w Chajber. Awans do FSB. Podobało mu się to, lubił czuć tę adrenalinę, to życie na krawędzi, tę niepewność powrotu do domu po misji. Nie chciał tego stracić. Nie potrafił żyć inaczej. 'Przecież nie pójdę sprzedawać gazet ani uczyć do szkoły' - myślał sobie kołysząc się w wieczornym potoku ludzi, którzy wracali moskiewskim metrem już po zapadnięciu ciemności. Jednak ta misja mogła sprawić, że wszystko przepadnie. 'Miałem bronić ojczyzny, a teraz takie coś? Rozumiem wyzwania, rozumiem poświęcenie dla Rosji, ale czy są jakieś granice? Czy są takie chwile, kiedy człowiek może się zawahać, ale nadal być nieodrodnym synem swojej ojczyzny?' - bił się z myślami Abushkin, przepychał swoje kawałki układanki w tym wielkim systemie jakim jest człowiek w Federacji Rosyjskiej. Potem zdał sobie sprawę, że to nie myśli, że przepycha się z imigrantami o miejsce siedzące. Kombinacja tych dwóch czynników sprawiła, że zapomniał się przesiąść, w końcu musiał wrócić dwie stacje. Przypomniał sobie o czasie jaki był mu dany na decyzję. Wiedział przy tym, że tak naprawdę nie ma nawet tyle. Cierpliwość pułkownika Fomina miała bardzo poważne ograniczenia.
Przez te dwie stacje metra, które jechał ze względu na głębię własnej refleksji, Abushkin myślał o odwołaniu się do władzy wyższej. Jak szybko myśl ta go nawiedziła, tak szybko ją porzucił. Parę miesięcy temu jego współpracownik, Oleg Władimirowicz, zrobił właśnie to. Władza wyższa wysłała zapytanie do pułkownika Fomina, dlaczego jakiś tępy chuj spod Tambowa ośmielił się w ogóle do nich napisać i dlaczego Fomin do tego dopuścił. Krytykę wierchuszki Fomin przyjął nieco bardziej emocjonalnie niż zażalenia agenta. Obecnie Oleg zmienił swój zakres obowiązków pracowniczych, z podsłuchiwania ambasady kanadyjskiej musiał przerzucić się na przemysł drzewiarski (czyli rąbanie tajgi) w okolicach Pietropawłowska Kamczackiego. 'Świeże powietrze, rzeczywisty kontakt z naturą o każdej porze roku, czasem pewnie przyjdzie jakiś lis, może nie byłoby to takie złe? -40, da się żyć, Czukcze przecież gdzieś tam żyją...' - Abushkin próbował się zmotywować do wykonania postępku godnego moralnej aprobaty rodem z książek jego dzieciństwa. 'Borys Polewoj by tak zrobił. No a przynajmniej jego bohaterowie' - myślał Abushkin. Potem rozważał możliwe rezultaty swoich decyzji. Następnie rozważał samobójstwo. Pomyślał sobie co też wie o Pietropawłosku Kamczackim. Populacja 1798710. Kierunkowy +74152. Kody pocztowe: 683000–683099. Tablice rejestracyjne: 41, 82. Abushkin znalazł te informacje w głowie w ciągu sekund, nie na darmo szkolono go do bycia maszyną systemu. Poza nimi wiedział jeszcze coś: Pietropawłowsk Kamczacki, tam generał Fomin wybrał miejsce na daczę dla córki. Wieża z kamienia bez kamienia, smok bez smoka. Córa generała była predestynowana do zostania świętą. Kilka lat temu generał strasznie się wkurwił, że potencjalna święta się puszcza, dlatego też wybrał jej takie miejsce dla dochowania ślubów czystości. Ten wielki projekt wchłonął już kilkudziesięciu pracowników stołecznego działu FSB.
Było to i tak lepsze niż placówka w Machaczkali, gdzie głównym zajęciem było robienie nalotu na jedyny burdel w mieście, bicie się z krajowcami, zazwyczaj trzeźwymi, i praca nad jachtem zacumowanym w kaspijskim porcie w Kaspijsku (jakby chcieli jeszcze dobić dekowników FSB tym, że tak bez polotu nazwali ten port).
Abushkin wiedział, że albo złamie swoje zasady, albo złamie swoją karierę. Kupił sobie trzy szklaneczki wódki 'Sibirnaja'.
Po pierwszej postanowił powiedzieć nie, ale zapalił, włączył Springsteena i wypił drugą.
Po drugiej stwierdził, że dawno nie był na urlopie, więc może jednak. Zapalił sobie i włączył 'Child in Time' Deep Purple. Jebło go solidnie po kręgosłupie, gdy weszły chórki.
Po trzeciej przełączył na Joan Baez, spalił trzy pod rząd, płacząc rzewnie i poszedł dokupić kilka stakanczików. Za znak losu uznał to, że do sklepu wpadł o 22:50 i jeszcze zdążył zaopatrzyć się w symboliczne pół literka rozbitego na pięć części.
Abushkin przełączył się na 'Ne ver, ne bojsia, ne prosti'. Począł się czuć nostalgicznie. Czemu też zostawiła go żona? Lesbijka zapewne.
Siódmą setę zakończył Iron Maiden 'Mother Russia'.
Mother Russia
Dance of the Tsars
Hold up your heads
Be proud of what you are
Now it has come
Freedom at last
Turning the tides of history
And your past
Bardzo mu się to spodobało i uznał, że ta wesoła piosnka koresponduje z ofertą pułkownika Fomina. Jeszcze dosłuchał 'Fear of the Dark', ale tam nie znalazł zbyt wielu nawiązań do swojej sytuacji. Więc gdy o 3 rano sikał do zlewu, był przeświadczony o tym, że los uśmiechnął się do niego i że oferta Fomina związana jest z realizacją jego wymarzonej misji. Oczywiście ku chwale ojczyzny.
Następnego poranka żył w dramacie. Potrzebował setencji żeby przejść do świata fabuły życia. Abushkin był pewien, że cały sklep patrzy na niego i go szpieguje. Z rozpędu wylegitymował nawet jakiegoś emeryta, który okazał się weteranem Stalingradu. Po tej operacji cały sklep naprawdę patrzył się na Abushkina. I na jego symboliczne piwko, czyli wstęp do setencji.
Podróż metrem była morderstwem, nawet bez pomylonych przystanków. Stukot kół wbijał się w mózg agenta niczym ślepia wilków w padlinę porzuconą koło Magnitogorska. Koło godziny 11 doczołgał się do centrali i zaniósł pułkownikowi Fominowi swoją odpowiedź. Wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie:
- Towarzyszu pułkowniku, misję wykonam! Ku chwale ojczyzny!
Pułkownik Fomin oszalał ze szczęścia, ale był wytrawnym żołnierzem szkoły FSB, więc nie dał tego po sobie poznać. Jednak nawet w jego myślach przewinęły się obrazy Anapy i biuściastych stażystek z biura położonego w tej części kraju. Próbował pokazywać, że mu to wszystko lata, ale Abushkin widział dobrze, że pułkownik chce skakać pod sufit, niczym dobrze wyszkolony akrobata. Widział też dorodną erekcję na spodniach swego przełożonego. Walcząc z ekstazą, Fomin wydał mu kwity rodem ze swego nalanego ryja na wydanie kwitów na wydanie pieniędzy potrzebnych na misję. W zestawie: zastrzeżona karta SIM, która miała stać się aktywna za dwanaście godzin. Abushkin podziękował, bo nie miał wyboru. Poszedł z kwitami, które zamienił na inne kwity, a potem te dokumenty udało mu się zamienić na rosyjskie ruble. Otrzymał 280 rubli. Wzniecił wielką kłótnię. W końcu jakieś pieniądze do defraudacji należały mu się. Po dramatycznych zajściach podbił kwotę do 500 rubli. Dumnie dzierżąc banknot z Archangielskiem, poszedł do pobliskiego baru prowadzonego przez imigrantów z Azji Środkowej. Musiał przygotować się do swojej wielkiej misji.
- Kebaba ze wszystkimi możliwymi dodatkami! - rzucił władczym tonem. W końcu on tu płacił, więc i on wymagał.
- Na ostrio, z majoneziem, z chrzianem? - odparła kobieta zza lady
- NA OSTRO! KU CHWALE OJCZYZNY! - krzyknął Abushkin. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że może nie wszyscy wiedzieli o tym, że nienawidzi ostrego jedzenia i że spożycie takowego związane jest dla niego z pewnym poświęceniem. Ludzie zdawali się raczej zamawiać według własnych upodobań, a nie ku chwale ojczyzny. Po około czterech minutach, odmierzonych zegarkiem Rakieta, otrzymał zamówione jedzenie. Zjadł je z obrzydzeniem.
- JESZCZE JEDEN! Wszystkie dodatki i ostrzej! - zakrzyknął Abushkin. Sam był pod wrażeniem swojej odwagi. Imigranci zebrani w barze wydawali się nie podzielać jego zachwytu. Kończyli dzień pracy i chcieli iść do domu. Nikt nie wiedział, że siedzący w ich pobliżu chłopak właśnie realizuje misję, newralgiczną z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju. A ten jeszcze dolewał sobie sosu piri-piri do swojego posiłku.
- KU CHWALE OJCZYZNY! - krzyczał sobie w duszy z każdym kęsem, który go mdlił. Nienawidził ostrego jedzenia, ale wiedział, że tego dnia nie ma wyboru. Dopłacił 10 rubli za majonez. Jego kanapka spłynęła majonezem. Solą. Pieprzem. Jeszcze przed jej końcem wiedział, że jest gotów na misję. Za oknami tadżyckiego baru ściemniało się, a Abushkin już rwał się do działania. Wiedział, że musi wyczekać do 22. Była 20:15, gdy skończył swój posiłek.
Zamówił piwo.
20:25
Chciał wódkę, ale nie mieli. Poszedł do pobliskiego sklepu sieci Piateroczka i kupił połówkę.
21. Wódka w obiegu.
21:15. Wytrzymać. Dać radę. Chociaż klucz do toalety tak bardzo kusi...
21:30. Już bliżej niż dalej.
21:45. A gdyby tak iść wcześniej? Nie, jeżeli Fomin się dowie, to zniszczy. Lepsze te cierpienia niż tajga na Kamczatce.
22:00. Rozpoczynamy walkę o lepszą Rosję!
Abushkin ruszył ciężkim krokiem. Ledwo był w stanie iść. Tak bardzo chciał do toalety. Tyle tego ostrego jedzenia. Ten majonez...
KU CHWALE OJCZYZNY! ZA RODINU, ZA STALINA! - dobiegły go głosy pokoleń. Człapał ostrożnie w stronę płotu rezydencji zachodniego dyplomaty. Wyciągnął przecinak do drutu i podziękował niebiosom, że mieszkający nie zdecydowali się na płot, a na siatkę z drutu. Przełożenie nóg przez płot zabiłoby go. Kilka minut później dopadł domu amerykańskiego ambasadora. Wywiad pułkownika Fomina nie zawiódł. Dom był pusty. Abushkin zlokalizował salon i rozpoczął realizację swojej misji.
Kilkanaście minut później opuszczał rezydencję. Wypełnił swoje zadanie. Ku chwale Rosji. Na pochybel imperialistom! Abushkina czekały piękne wakacje w Anapie. Razem z Varvarą z działu kadr.
Abushkin wiedział jeszcze jedno: amerykańscy imperialiści nigdy już się nie podniosą po takim ciosie.
The Washington Post, 27 czerwca 2016 roku
But many of the recent acts of intimidation by Russian security services have crossed the line into apparent criminality. In a series of secret memos sent back to Washington, described to me by several current and former U.S. officials who have written or read them, diplomats reported that Russian intruders had broken into their homes late at night, only to rearrange the furniture or turn on all the lights and televisions, and then leave. One diplomat reported that an intruder had defecated on his living room carpet.
- Ale towarzyszu, to przecież poniżej godności pracownika FSB - odparł Abushkin.
- Kapralu Abushkin, musicie! MUSICIE!
- Ale...
- Będą pieniądze. Będzie weekend na daczy. A jeżeli się postaracie, to może Varvara z działu kadr też tam będzie. A jak się nie postaracie, to będzie Dagestan! - krzyczała czerwona twarz pułkownika Fomina.
- WYJŚĆ! - zakończyła tę przemowę i zatopiła się w fotelu zrobionym z karakalich futer.
Abushkin się zafrapował. Wiedział, że z listy wycieczek, podmoskiewska dacza interesowała go bardziej niż dagestański auł. Wstąpił do służb specjalnych jakieś dwa lata wcześniej. Był gotów na sabotowanie kapitalistów, był nawet gotów na zostanie szachidem w imię Rosji. Nie był jednak gotów na tę misję. Jego myśli popłynęły w stronę historii Związku Radzieckiego, wyzwań rzucanych pracownikom KGB i FSB na przestrzeni lat. Przypomniał sobie spektakularne akty sabotażu. Zabójstwa. Działania terrorystyczne. Jednak według wiedzy Abushkina, jeszcze nigdy agent FSB nie zmierzył się z takim wyzwaniem.
Abushkin szedł do metra i przypomniało mu się jego dzieciństwo: dom dziecka w Krasnojarsku. Przyjęcie na studia za niesamowitą inteligencję, która objawiła się tym, że wygrywał w szachy z każdym, w tym z pijanym Pietrowem, mistrzem okręgu sezonu 1963. Potem lata szkolenia dla FSB. Zimne prysznice i gorące pustynie. Kąpiele w zwierzęcej krwi. Strzelanie do dzieci na ulicach Groznego. Dwa lata w Arktyce. Tajna misja w Tadżykistanie. Nocne spotkania z Al-Kaidą w Chajber. Awans do FSB. Podobało mu się to, lubił czuć tę adrenalinę, to życie na krawędzi, tę niepewność powrotu do domu po misji. Nie chciał tego stracić. Nie potrafił żyć inaczej. 'Przecież nie pójdę sprzedawać gazet ani uczyć do szkoły' - myślał sobie kołysząc się w wieczornym potoku ludzi, którzy wracali moskiewskim metrem już po zapadnięciu ciemności. Jednak ta misja mogła sprawić, że wszystko przepadnie. 'Miałem bronić ojczyzny, a teraz takie coś? Rozumiem wyzwania, rozumiem poświęcenie dla Rosji, ale czy są jakieś granice? Czy są takie chwile, kiedy człowiek może się zawahać, ale nadal być nieodrodnym synem swojej ojczyzny?' - bił się z myślami Abushkin, przepychał swoje kawałki układanki w tym wielkim systemie jakim jest człowiek w Federacji Rosyjskiej. Potem zdał sobie sprawę, że to nie myśli, że przepycha się z imigrantami o miejsce siedzące. Kombinacja tych dwóch czynników sprawiła, że zapomniał się przesiąść, w końcu musiał wrócić dwie stacje. Przypomniał sobie o czasie jaki był mu dany na decyzję. Wiedział przy tym, że tak naprawdę nie ma nawet tyle. Cierpliwość pułkownika Fomina miała bardzo poważne ograniczenia.
Przez te dwie stacje metra, które jechał ze względu na głębię własnej refleksji, Abushkin myślał o odwołaniu się do władzy wyższej. Jak szybko myśl ta go nawiedziła, tak szybko ją porzucił. Parę miesięcy temu jego współpracownik, Oleg Władimirowicz, zrobił właśnie to. Władza wyższa wysłała zapytanie do pułkownika Fomina, dlaczego jakiś tępy chuj spod Tambowa ośmielił się w ogóle do nich napisać i dlaczego Fomin do tego dopuścił. Krytykę wierchuszki Fomin przyjął nieco bardziej emocjonalnie niż zażalenia agenta. Obecnie Oleg zmienił swój zakres obowiązków pracowniczych, z podsłuchiwania ambasady kanadyjskiej musiał przerzucić się na przemysł drzewiarski (czyli rąbanie tajgi) w okolicach Pietropawłowska Kamczackiego. 'Świeże powietrze, rzeczywisty kontakt z naturą o każdej porze roku, czasem pewnie przyjdzie jakiś lis, może nie byłoby to takie złe? -40, da się żyć, Czukcze przecież gdzieś tam żyją...' - Abushkin próbował się zmotywować do wykonania postępku godnego moralnej aprobaty rodem z książek jego dzieciństwa. 'Borys Polewoj by tak zrobił. No a przynajmniej jego bohaterowie' - myślał Abushkin. Potem rozważał możliwe rezultaty swoich decyzji. Następnie rozważał samobójstwo. Pomyślał sobie co też wie o Pietropawłosku Kamczackim. Populacja 1798710. Kierunkowy +74152. Kody pocztowe: 683000–683099. Tablice rejestracyjne: 41, 82. Abushkin znalazł te informacje w głowie w ciągu sekund, nie na darmo szkolono go do bycia maszyną systemu. Poza nimi wiedział jeszcze coś: Pietropawłowsk Kamczacki, tam generał Fomin wybrał miejsce na daczę dla córki. Wieża z kamienia bez kamienia, smok bez smoka. Córa generała była predestynowana do zostania świętą. Kilka lat temu generał strasznie się wkurwił, że potencjalna święta się puszcza, dlatego też wybrał jej takie miejsce dla dochowania ślubów czystości. Ten wielki projekt wchłonął już kilkudziesięciu pracowników stołecznego działu FSB.
Było to i tak lepsze niż placówka w Machaczkali, gdzie głównym zajęciem było robienie nalotu na jedyny burdel w mieście, bicie się z krajowcami, zazwyczaj trzeźwymi, i praca nad jachtem zacumowanym w kaspijskim porcie w Kaspijsku (jakby chcieli jeszcze dobić dekowników FSB tym, że tak bez polotu nazwali ten port).
Abushkin wiedział, że albo złamie swoje zasady, albo złamie swoją karierę. Kupił sobie trzy szklaneczki wódki 'Sibirnaja'.
Po pierwszej postanowił powiedzieć nie, ale zapalił, włączył Springsteena i wypił drugą.
Po drugiej stwierdził, że dawno nie był na urlopie, więc może jednak. Zapalił sobie i włączył 'Child in Time' Deep Purple. Jebło go solidnie po kręgosłupie, gdy weszły chórki.
Po trzeciej przełączył na Joan Baez, spalił trzy pod rząd, płacząc rzewnie i poszedł dokupić kilka stakanczików. Za znak losu uznał to, że do sklepu wpadł o 22:50 i jeszcze zdążył zaopatrzyć się w symboliczne pół literka rozbitego na pięć części.
Abushkin przełączył się na 'Ne ver, ne bojsia, ne prosti'. Począł się czuć nostalgicznie. Czemu też zostawiła go żona? Lesbijka zapewne.
Siódmą setę zakończył Iron Maiden 'Mother Russia'.
Mother Russia
Dance of the Tsars
Hold up your heads
Be proud of what you are
Now it has come
Freedom at last
Turning the tides of history
And your past
Bardzo mu się to spodobało i uznał, że ta wesoła piosnka koresponduje z ofertą pułkownika Fomina. Jeszcze dosłuchał 'Fear of the Dark', ale tam nie znalazł zbyt wielu nawiązań do swojej sytuacji. Więc gdy o 3 rano sikał do zlewu, był przeświadczony o tym, że los uśmiechnął się do niego i że oferta Fomina związana jest z realizacją jego wymarzonej misji. Oczywiście ku chwale ojczyzny.
Następnego poranka żył w dramacie. Potrzebował setencji żeby przejść do świata fabuły życia. Abushkin był pewien, że cały sklep patrzy na niego i go szpieguje. Z rozpędu wylegitymował nawet jakiegoś emeryta, który okazał się weteranem Stalingradu. Po tej operacji cały sklep naprawdę patrzył się na Abushkina. I na jego symboliczne piwko, czyli wstęp do setencji.
Podróż metrem była morderstwem, nawet bez pomylonych przystanków. Stukot kół wbijał się w mózg agenta niczym ślepia wilków w padlinę porzuconą koło Magnitogorska. Koło godziny 11 doczołgał się do centrali i zaniósł pułkownikowi Fominowi swoją odpowiedź. Wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie:
- Towarzyszu pułkowniku, misję wykonam! Ku chwale ojczyzny!
Pułkownik Fomin oszalał ze szczęścia, ale był wytrawnym żołnierzem szkoły FSB, więc nie dał tego po sobie poznać. Jednak nawet w jego myślach przewinęły się obrazy Anapy i biuściastych stażystek z biura położonego w tej części kraju. Próbował pokazywać, że mu to wszystko lata, ale Abushkin widział dobrze, że pułkownik chce skakać pod sufit, niczym dobrze wyszkolony akrobata. Widział też dorodną erekcję na spodniach swego przełożonego. Walcząc z ekstazą, Fomin wydał mu kwity rodem ze swego nalanego ryja na wydanie kwitów na wydanie pieniędzy potrzebnych na misję. W zestawie: zastrzeżona karta SIM, która miała stać się aktywna za dwanaście godzin. Abushkin podziękował, bo nie miał wyboru. Poszedł z kwitami, które zamienił na inne kwity, a potem te dokumenty udało mu się zamienić na rosyjskie ruble. Otrzymał 280 rubli. Wzniecił wielką kłótnię. W końcu jakieś pieniądze do defraudacji należały mu się. Po dramatycznych zajściach podbił kwotę do 500 rubli. Dumnie dzierżąc banknot z Archangielskiem, poszedł do pobliskiego baru prowadzonego przez imigrantów z Azji Środkowej. Musiał przygotować się do swojej wielkiej misji.
- Kebaba ze wszystkimi możliwymi dodatkami! - rzucił władczym tonem. W końcu on tu płacił, więc i on wymagał.
- Na ostrio, z majoneziem, z chrzianem? - odparła kobieta zza lady
- NA OSTRO! KU CHWALE OJCZYZNY! - krzyknął Abushkin. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że może nie wszyscy wiedzieli o tym, że nienawidzi ostrego jedzenia i że spożycie takowego związane jest dla niego z pewnym poświęceniem. Ludzie zdawali się raczej zamawiać według własnych upodobań, a nie ku chwale ojczyzny. Po około czterech minutach, odmierzonych zegarkiem Rakieta, otrzymał zamówione jedzenie. Zjadł je z obrzydzeniem.
- JESZCZE JEDEN! Wszystkie dodatki i ostrzej! - zakrzyknął Abushkin. Sam był pod wrażeniem swojej odwagi. Imigranci zebrani w barze wydawali się nie podzielać jego zachwytu. Kończyli dzień pracy i chcieli iść do domu. Nikt nie wiedział, że siedzący w ich pobliżu chłopak właśnie realizuje misję, newralgiczną z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju. A ten jeszcze dolewał sobie sosu piri-piri do swojego posiłku.
- KU CHWALE OJCZYZNY! - krzyczał sobie w duszy z każdym kęsem, który go mdlił. Nienawidził ostrego jedzenia, ale wiedział, że tego dnia nie ma wyboru. Dopłacił 10 rubli za majonez. Jego kanapka spłynęła majonezem. Solą. Pieprzem. Jeszcze przed jej końcem wiedział, że jest gotów na misję. Za oknami tadżyckiego baru ściemniało się, a Abushkin już rwał się do działania. Wiedział, że musi wyczekać do 22. Była 20:15, gdy skończył swój posiłek.
Zamówił piwo.
20:25
Chciał wódkę, ale nie mieli. Poszedł do pobliskiego sklepu sieci Piateroczka i kupił połówkę.
21. Wódka w obiegu.
21:15. Wytrzymać. Dać radę. Chociaż klucz do toalety tak bardzo kusi...
21:30. Już bliżej niż dalej.
21:45. A gdyby tak iść wcześniej? Nie, jeżeli Fomin się dowie, to zniszczy. Lepsze te cierpienia niż tajga na Kamczatce.
22:00. Rozpoczynamy walkę o lepszą Rosję!
Abushkin ruszył ciężkim krokiem. Ledwo był w stanie iść. Tak bardzo chciał do toalety. Tyle tego ostrego jedzenia. Ten majonez...
KU CHWALE OJCZYZNY! ZA RODINU, ZA STALINA! - dobiegły go głosy pokoleń. Człapał ostrożnie w stronę płotu rezydencji zachodniego dyplomaty. Wyciągnął przecinak do drutu i podziękował niebiosom, że mieszkający nie zdecydowali się na płot, a na siatkę z drutu. Przełożenie nóg przez płot zabiłoby go. Kilka minut później dopadł domu amerykańskiego ambasadora. Wywiad pułkownika Fomina nie zawiódł. Dom był pusty. Abushkin zlokalizował salon i rozpoczął realizację swojej misji.
Kilkanaście minut później opuszczał rezydencję. Wypełnił swoje zadanie. Ku chwale Rosji. Na pochybel imperialistom! Abushkina czekały piękne wakacje w Anapie. Razem z Varvarą z działu kadr.
Abushkin wiedział jeszcze jedno: amerykańscy imperialiści nigdy już się nie podniosą po takim ciosie.
The Washington Post, 27 czerwca 2016 roku
But many of the recent acts of intimidation by Russian security services have crossed the line into apparent criminality. In a series of secret memos sent back to Washington, described to me by several current and former U.S. officials who have written or read them, diplomats reported that Russian intruders had broken into their homes late at night, only to rearrange the furniture or turn on all the lights and televisions, and then leave. One diplomat reported that an intruder had defecated on his living room carpet.