Nasza niedziela to wtorek, pić cały dzień jest niezdrowo, więc poszliśmy na spacer na pobliskie buddyjskie wzgórza. Zaznaczamy, że szału tam nie ma, ale przynajmniej można się okłamywać, że ma się jakieś ciekawe miejsce do odwiedzenia. Jednak klimaty buddyjskie przebiła sama droga (mówią w końcu, że podróż ważniejsza niż dotarcie do celu). W środku osiedla mieszkalnego i na środku chodnika ujrzeliśmy matkę z córką. Coś musiało być nie tak, bo matka trzymała swą dłoń w majtkach latorośli i żywiołowo drapała ją po tyłku. Aż się zatrzymaliśmy, to nawet tu nie jest codzienny widok. Chwilę tak się pozabawiały, w końcu z trzaskiem gumek od rajtuz i majtek, rodzicielka wydobyła swą kończynę z okolic rzyci córeczki. Być może w ten sposób zakończyły swe igraszki, a może zabiegi higieniczne, a może skończyła drapać ją po przerwie? Mamy nadzieję, że pani matka potem nie przecierała sobie zbyt żywiołowo oczu ani ust.
Konkurs na dupę tygodnia wygrała moja asystentka, z którą prowadzę lekcje w grupie sześciolatków. Jeden z uczniów tak zafascynował się jej tłustym zadem, że rozpoczął misję poznawczą: najpierw próbował wsadzić jej przez spodnie palce do odbytu, a gdy to się nie udało, wówczas rozpoczął dźgać jej pośladki długopisem. Ta na każdy atak reagowała żywiołowym okrzykiem i udzielaniem słownej nagany przyszłości Chin. Rezultaty miało to żadne, po kilku minutach takiej zabawy stało się jasne, że jeżeli lekcja potrwa nieco dłużej, to uczeń w końcu wsadzi mej asystentce długopis na dobre i będę musiał radzić sobie sam.
Chciałbym zadedykować powyższą sytuację tym, którzy uważają, że praca nauczyciela to jest taki cudowny luz. Chciałbym też dowiedzieć się, czy w oparciu o teorie Zygmunta Freuda (lub jakieś inne) powinienem poświęcić więcej czasu nad zainteresowaniem się przechodzeniem z fazy analnej do genitalnej mego ucznia? Ma już te swoje sześć lat, więc chyba najwyższy czas na awans?
Jasne jest, że jak ktoś będzie obmacywał krocze mej asystentki, to musi być ten uczeń. Przecież nie nauczyciel z dalekiego kraju. Mam więc bardzo, bardzo podły pomysł...
Oba te wydarzenia nie wydają się przypadkowe: 19 września to jedno z najważniejszych świąt chińskich, dzień pół-jesieni, Mid-Autumn Day. Witkacy optował za 'Pożegnaniem Jesieni', Chińczycy mają po swojemu, zamiast żegnać jesień i interesować się Helę Bertz, witają kolorową porę roku i wsadzają komuś rękę w dupę. To jest nawet całkiem interesujące, ale jednak pozostaniemy przy wzorcach słowiańskich.