Mający wówczas 35 lat Zhang odwiedził Pekin, spędzając wcześnie siedem godzin w pociągu. Przyjechał nie byle po co, bo żeby zobaczyć pandy. Zanim jednak dotarł do zoo, solidnie sobie golnął (cztery piwa, zapewne 3%, bo innych tutaj nie ma). Spożycie rozjaśniło mu jaki jest cel jego wizyty i przypomniało o dzikiej potrzebie zbliżenia się z naturą. Pognał więc do pekińskiego zoo, by tam wskoczyć na wybieg jakże interesujących go pand. Zastał tam śpiącego Gu Gu, mającego wówczas 6 lat samca, i rzucił się go przytulać. Później pan Zhang mówił, że w TV wydawały się takie przymilne.
Gu Gu nie docenił pasjonata swego gatunku i ugrył Zhanga w prawą nogę. Po tym Zhangowi jakby miłość do pand nieco przeszła, bo sprzedał niedźwiadkowi kopa lewą nogą. Gu Gu był konsekwentny i ugryzł go również w drugie odnóże. Na to Zhang rzucił się na niedźwiedzia i ugryzł go w plecy. Pasjonującego starcia Zhang-Gu Gu nie udało się jednak rozstrzygnąć, sekundanci zabrali pana.
Później skarżył się, że grube futro uniemożliwiło mu prawidłowe wgryzienie się w zwierzynę. Wyjaśnił również, że w TV nie pokazywali, żeby pandy gryzły. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że zoo nie rzuciło się pozywać Zhanga, bo Gu Gu wiele się nie stało, a sprawca tego niepozornego incydentu trafił do szpitala.
Gu Gu okazał się być bardzo agresywnym pandem: w rok później pogryzł piętnastolatka, który był ciekaw jaka panda jest w dotyku. Obie nogi ogryzione do kości. W 2009 była powtórka, dziecku wpadła zabawka, pan po nią skoczył. Obsługa musiała rozwierać szczęki zwierzęcia narzędziami.
Tym większa zasługa pierwszego, który spektakularnie odwiedził Gu Gu, w końcu tylko on jeden zdołał mu oddać ugryzienie.