Oczywiście właściciele restauracji starają się jednocześnie zaspokoić wyrafinowane gusta swoich klientów, jak i nie splajtować, dlatego poszukują innych sposobów na zdobycie mięsa niż wycieczka do marketu czy rzeźni. Pewien Chińczyk zwietrzył koniunkturę i założył lukratywny biznes: sprzedawał po bardzo okazyjnych cenach okolicznym restauracjom jagnięcinę własnej produkcji.
Która okazała się być kociną marynowaną w baranim moczu.
Chiński biznesmen łapał na pułapkę złożoną z klatki i zdechłej jaskółki koty opuszczające posesje swoich ryżodawców. Mruczki następnie były wrzucane do worków i wywożone do siedziby rekina przedsiębiorczości, gdzie zabijał je, skórował, kroił i marynował. Prawdopodobnie proceder ten nie zostałby odkryty, gdyby nie to, że koty, które łapał, nie były bezpańskimi wagabundami, a ich właściciele zgłosili masowe zaginięcia pupili na policję.
Niestety nie ujawniono, którego miasta dotyczył opisany proceder, dlatego radzimy unikać wszelkiego chińskiego mięsa. My nie musimy się obawiać, bowiem redakcyjny catering dorzuca do potraw takie kawałki padliny, że nawet palcami tego nie chcemy dotykać.