Teraz proszę sobie wyobrazić, ze UE ma 1,3 miliarda ludności. Że urlopy nie istnieją, ale w zamian za to wszyscy dostają wolne w tym samym czasie, który trwa około tygodnia. Że większość osób skazana jest na transport publiczny.
Jeżeli macie bardzo, bardzo bogatą wyobraźnię, to strzelicie sobie w łeb. Albo zobaczycie Złoty Tydzień w Chinach.
O ile w krajach zachodnich wiele dyskusji odbywa się na temat wyższości Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem, o tyle tutaj można rozważać walkę o drugie i trzecie miejsce na podium (pierwsze to zdecydowanie Spring Festival). Jedni wolą Mid-Autumn Day, inni Golden Week. Pierwsze jest osadzone w tradycji, ale daje tylko dzień wolnego. Drugie nie, ale zapowiada przynajmniej trzy, a zazwyczaj pięć dni wolnego.
Golden Week ma tradycję sięgającą aż 1999 roku. Wtedy to wymyślono, że wprowadzi się wolne na jesień. Czemu? Żeby ludzie pojechali do rodzin? Nie. Żeby ludzie wydali zarobione pieniądze i napędzili nieco konsumpcję wewnętrzną. Przy okazji wybrano najbardziej oczywistą datę: 1 października. W 1949 roku powołano tego dnia do życia Chińską Republikę Ludową. Konkretniej zrobił to Wielki Sternik. Nie wiem, czy istnieje drugi kraj na świecie, w którym tzw. niepodległość świętowano by tydzień. Z drugiej strony, jakoś mogę z tym żyć, że dostałem trzy dni wolnego.
Zeszłoroczny Złoty tydzień w liczbach:
- 86 milionów podróżowało drogami, autostrady zawiesiły na ten czas pobieranie opłat
- 7.6 miliona poleciało sobie samolotami
- 60.9 milionów wybrało pociąg
Turystycznie wydano 1,77 miliarda RMB
W 2013 pewnie będzie jeszcze grubiej, bo popularność święta wzrasta z roku na rok. W 2012, w ciągu JEDNEGO dnia, Zakazane Miasto odwiedziło 182 TYSIĄCE turystów, ale to i tak mało, bo mauzoleum Sun Yat-sena 215 tysięcy.
Każdy wie, że w czasie Bożego Narodzenia lekko nie jest, sklepy zamknięte, wódkę trzeba przepłacać na stacji benzynowej, do kina też nie bardzo. 26 grudnia zazwyczaj ludziom już wali na dekiel tak, że lecą do miasta. Wyobraźmy sobie, że to wszystko trwa jeszcze dzień dłużej, a nierzadko łączy się z weekendem. Początkowo Złoty Tydzień naprawdę był tygodniem, teraz przysługują tylko trzy dni wolnego. Cała ekonomia siadała, eksport szedł się kochać (wytłumacz kontrahentowi z Zachodu, że przez tydzień nie ma po co dzwonić). Do tego okazało się, że przychody są mniejsze od oczekiwanych.
Dla obcokrajowców jest to raczej smutny czas. Ostatnie badania pokazały, że 64% siedzi tutaj dla pieniędzy, nie dlatego, że jakoś kocha Chiny. Bilety lotnicze są horrendalnie drogie (już na etapie czerwca ceny były nieźle podniesione, teraz o dziwo nie jest tak okrutnie).
Bilety kolejowe to w naszym wypadku nieco dłuższa opowieść.
Od 1 stycznia 2013 roku w całych Chinach bilety kolejowe można kupować z dziesięciodniowym wyprzedzeniem. W całych? Nie, ostała się jedna galijska anhujańska wioska, gdzie bilety sprzedawane są dopiero na pięć dni przed odjazdem. Dla gramotnego Chińczyka to przysłowiowy ciul, bo bilety można też kupować przez internet, pod warunkiem, że ma się chińskie ID. Na paszport się nie da, w sumie nie wiem dlaczego, nikt mi nie był w stanie tego wyjaśnić. Z okazji świąt bilety często sprzedawane są nawet na 15 dni wcześniej. Nasza koleżanka Julia mieszka w Ningbo. Z Huainan to tylko 10 godzin pociągiem, w skali chińskiej to rzut kamieniem, taki dystans ledwo średni. Umówiliśmy się, że wpadniemy do niej 30 września i sobie posiedzimy wspólnie ze trzy dni, pogadamy, opijemy wódeczkę z Polski.
19 września poszliśmy na dworzec po raz pierwszy. Według Chińczyków, w tym roku bilety można było kupować na 15 dni przed datą podróży. Kazano nam wrócić 24 września.
24 września poinformowano nas, że biletów na wybrany przez nas pociąg nie ma, w zamian możemy wziąć super drogi pociąg typu G. Jedzie wprawdzie tylko jakieś cztery godziny, ale kosztuje 292 kuai. Razy dwie osoby w dwie strony, to się robi prawie 1200 RMB, 600 PLN. Trochę drogo, zwłaszcza w kraju, gdzie pełno osób zarabia miesięcznie około 1500-2000 RMB.
Z naszych wielkich planów Złotego Tygodnia w miłym towarzystwie wyszedł gucio. Już tylko marginalnie wspomnę, że każda wyprawa na stację, to przynajmniej 40 minut zabawy, szczęśliwie daleko nie mamy, ale stanie w kolejce nie jest naszym ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu. Zwłaszcza stanie, żeby zostać odprawionym.
Co roku Chiny są świadkami drastycznych scen właśnie w okolicach Złotego tygodnia i Spring Festival. Dla Chińczyków, to jest być albo nie być, jeżeli im się nie uda pojechać do domu, to nie zobaczą rodziny przynajmniej kolejne kilka miesięcy. Problemem są też odległości, np. wiele osób z Syczuanu pracuje w Guangdong, pociąg jedzie około 30 godzin. Mnie by się nie chciało, pięć dni wolnego to 120 godzin, pociąg razy dwa to 60, równo połowa wolnego w zajebanym po sufit wagonie. Jeżdżenie samochodem gwarantuje uwalenie się w korkach, jak również daje szanse na wzięcie udziału w wypadku. Z okazji darmowych autostrad, trafiają na nie ludzie, którzy w życiu tam nie byli, uczenie się jazdy przynajmniej setką w czasie największego natężenia ruchu nie jest do końca najlepszym pomysłem.
Kiedyś był jeszcze majowy Złoty Tydzień, ale go skasowano. W zamian dano parę pojedynczych świąt w ciągu roku. Łącznie Chińczycy mogą nacieszyć się 11 wolnymi dniami w ciągu roku.
Nasz kolega David niegdyś robił dla kapitalisty w Guangdong. Zgodnie z przepisami dano ludziom urlop. Drugiego dnia jego trwania przyszli do fabryki i poprosili, żeby im pozwolono pracować, ponieważ do domu nie udało się pojechać, a nie wiedzą, co mogliby robić poza pracą.