Zaproszono nas łącznie na trzy wycieczki (szkolną, barbecue uczennicy, do wioski ucznia), wyszło z tego nic. Dwa się przestały odzywać, zaś uczennica od barbecue odwołała imprezę, bo deszcz. W Hunanie deszcz pada chyba jakieś 300 dni w roku, więc dziwnym nie jest, ale że też nie przygotowali żadnego planu B? Zresztą, co ja się dziwię, zdziwiłbym się, gdyby ktoś tu był w stanie perspektywicznie pomyśleć i zaplanować coś. Skoro dorośli tego nie potrafią, to co dopiero szesnastolatka? Listę nie umiejących niczego zaplanować otwiera nasza szkoła, która od miesiąca nie jest w stanie podać nam żadnych dat w stylu koniec semestru, czy obchodzimy święto jedno lub drugie, kiedy są skrócone lekcje, a kiedy nie.
Pograłbym w koszykówkę, ale uczniowie też mają wolne, do tego ostatnimi czasy pogoda jest taka, że cały dzień upiornie gorąco, a wieczorem i w nocy deszcz z burzą. Miło, że przyszła wypłata, problem, że nie bardzo wiemy, co z nią zrobić, wino sobie kupiliśmy i zupę. Pełno lekcji nam przepada, bo egzaminy, był też dzień sportu, no płakać nie płaczemy, tylko że gdyby to lepiej zorganizować, to naprawdę moglibyśmy coś z tym czasem zrobić ciekawszego niż oglądanie filmów sprzed 50 lat. Powoli też kończymy czytać internet.
Gdy przybyłem ponad rok temu do Chin, portal eChinaCities był jednym z moich głównych źródeł informacji o tej rzeczywistości. Obecnie poziom strony leci na łeb na szyję. W grudniu jedna z osób piszących tam artykuły walnęła wielki wpis na forum: że gdy dołączyła do zespołu redakcyjnego, była zasada, że nie można pisać o Dalai Lamie, Tybecie, Tajwanie i Tiananmen. Ogólnie wszyscy się na to zgodzili, każdy człowiek zachodu wie o ww. wystarczająco, żeby mieć własne zdanie i nie trzeba mu pisać artykułów, jest wiele innych rzeczy, które warto opisać i się nad nimi zastanowić. Z czasem jednak lista zakazanych tematów się wydłużała i w końcu chłop sobie podziękował, bo jednak układanie się z debilną chińską cenzurą musi mieć jakieś granice dla przyzwoitego dziennikarza. Ostatnio chyba zakazali im pisania w ogóle, posty z dyskusji znikają kilogramami. Z dość ciekawej strony zrobiła się kolejna tuba propagandowa, w którą nikt nie wierzy. Rekordem tej tendencji jest promowanie wpisów blogowych ludzi, którzy są pierwszy miesiąc w Chinach i tak się tym zajebiście zachwycają. Każdy z nas był na tym etapie swego czasu, bo to jest właśnie szok kulturowy, można sobie o tym poczytać prace naukowe. Na początku jest zachwyt, potem załamka i depresja, następnie zaś coś w pół drogi, jedne rzeczy się lubi, drugie wkurwiają, ale raczej nie popada się w stany krańcowe bez większego powodu.
Z cyklu debilna cenzura: na YouKu jest klip Leonarda Cohena do utworu 'Democracy' z płyty 'The Future'. Sobie nie zauważyli, że gdy Cohen śpiewa otwierające:
It's coming through a hole in the air,
from those nights in Tiananmen Square.
To jest dziecko z rowerem na tle ognia, co chyba każdemu przywodzi na myśl takie pewne wydarzenie z najnowszej historii Chin. W sumie nie jestem bardzo zaskoczony, moi uczniowie nie są w stanie dokonać interpretacji czegokolwiek, a cenzorzy też przeszli przez ten cudowny system edukacji, więc też nie są w stanie zrozumieć Cohena.
Chińska mysz firmy Lenovo działała około trzech tygodni, potem zepsuło się lewe klikanie. Taka nieistotna funkcja. Kupiłem droższą, bo naiwnie myślałem, że będzie lepiej działała. No chciałem, żeby dała radę trzy miesiące. Niestety, przeceniłem ich możliwości produkcyjne, oczywiście reklamacji nie ma jak złożyć. Nie jest to może największy dramat świata, w końcu codziennie ludzie giną w działaniach zbrojnych, ale takie miałem małe marzenie, że być może Chińczycy dadzą radę wyprodukować mysz komputerową, która będzie działała.