Po pierwsze, wszystkie doniesienia jakie znalazłem to przepisanie tego, że takie coś miało miejsce. Nie widziałem, żeby ktoś się pokusił o naświetlenie problemu Xinjiangu i skąd ci ludzie na Tiananmen, czemu się wysadzili, co właściwie można o tym myśleć. Potem zobaczyłem wpisy o tym, że Chiny powinny ograniczyć imigrację muzułmanów, więc chwilę się zbierałem z podłogi.
Zacznijmy tak: po roku 2001 spoko jest mówienie, że muzułmanie to miłośnicy kóz i że należy to wszystko wymordować. Wystarczy komuś rzucić teksty o obrzezaniach, o Arabii Saudyjskiej, o którymś z zamachów i voila, jasne jest, że wierzących w Allacha należy posłać do piachu, a im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Za ustawienie dyskursu na ów temat gratulacje powinien po wsze czasy zbierać George W. Bush, jak i wszystkie media, które sprawę nakręcały i bezrefleksyjnie opowiadały (i opowiadają nadal) o tym, że przyjdą i nas skrzywdzą. Jest to wybitnie zabawne w kontekście liczebności muzułmanów w Polsce, zwłaszcza gdy zderzy się ich działalność z opowieściami hierarchów kościelnych. Zapewne tak jak mało który Polak chce być utożsamiany z księdzem Gilem, tak być może nie każdemu wyznawcy Allacha po drodze z bin Ladenem, ale gdzie tam, oni wszyscy tacy sami, jak nie WTC, to Chiny.
Po drugie, każdy niemal ogarnięty choćby śladowo w temacie wspiera wolny Tybet. Tybet to Dalai Lama, to buddyści, to męczeni przez Chińczyków. A Xinjiang? Ki pieron? Ktoś o tym słyszał w ogóle? To kraj w Afryce jest?
Po trzecie, chyba mało kto wie skąd ten Xinjiang wziął się w Chinach. Tybet to sprawa jasna, to wie każdy młody i stary bojownik o wolność, wzięli i zajęli, a tu historia nie jest przesadnie odmienna. Pierwszy raz Chińczycy podbili te tereny dawno temu, ale z czasów nieco bardziej współczesnych: Xinjiang trafił do Chin w 1949 roku i to nie dlatego, że chciał. Bo chciał do Związku Radzieckiego - ludzie tam to musieli mieć jaja, za późnego Stalina pchać się do ZSRR... Jednak los podarował im ChRL, a konkretnie rzekomo sami obalili władzę i powitali z otwartymi ramionami chińską armię (wersja nieoficjalna: obalili im władzę i wprowadzili swoją). Wcześniej sprawa jest dość zamieszana, jedni chcieli do ZSRR, inni wolności, inni do Chin. Następne lata nie obfitują w informacje o tym, co tam się działo. Przez wiele lat Xinjiang był zamknięty dla turystów lub też potrzebowali oni specjalnego pozwolenia, by móc go odwiedzić.
Naprawdę, kolejne prawie pięćdziesiąt lat to oficjalna wersja, a tej to szkoda nawet czytać. Wiadomo, że pomagali mudżahedinom w walce z ZSRR (to były te czasy, gdy Afganistan, Pakistan i Ujgurzy się całkiem w Waszyngtonie podobali - jakże to koło historii się kręci...). Wydaje się, że w 1989 roku mieli nadzieje związane z ruchem 4 czerwca, bo i sami zaczęli podnosić głowę, aż tak, że w kwietniu 1990 roku zginęło 20 osób w zamieszkach.
Gdy już coś się przedostawało do wiadomości publicznych, to pojawiało się kilka dość sprzecznych wersji. Incydentów nie brakowało - wybuchające autobusy, starcia z policją, wersje wydarzeń skrajnie odmienne. I tak na przykład wydarzenia z 4 sierpnia 2008 roku: taksówkarz i sprzedawca warzyw ujgurskiego pochodzenia wjechali ciężarówką w grupę biegnących policjantów, następnie obrzucili ich materiałami wybuchowymi i pocięli maczetami, w efekcie zabijając szesnastu. Jednemu z nich bomba domowej roboty urwała ramię, drugi zginął, gdy z nożem rzucił się atakować posterunek policji. Wersja turystów, którzy byli świadkami: dwóch policjantów rzuciło się z maczetami na innych policjantów. Widziało to też dwóch reporterów z Hongkongu i jeden z Japonii. Spędzili miło kilka godzin na posterunku, Japończyk dostał jeszcze kontrolny wpierdol ‘bo złamali przepisy’. Pamiętajmy, że sierpień 2008 to święta data, wtedy to była przecież olimpiada!!! Wielkie święto, wielki czas, kiedy to Chiny pokazały światu, który kraj robi najlepsze olimpiady. A te chamy chciały im to zepsuć!
Albo styczeń 2007, chińska policja z dumą ogłosiła rozbicie dwóch terrorystycznych obozów, przy tym zabicie 18 osób i aresztowanie 17. Problem, że wiele osób protestowało, że nigdy nie wykazano żadnych związków tych ludzi z żadną bojówką. Organizacje praw człowieka tam sobie pogadały, ale na tym się skończyło. Według wersji bardziej ujgurskiej, ludzie protestowali przeciwko prywatyzacji kopalni węgla i nie byli żadnymi terrorystami. Doszło do zadymy z policją, zginął jeden funkcjonariusz, więc ich rozstrzelali grupowo i pogonili dobijając po okolicy.
W lipcu 2009 mieli kolejny odcinek niepokojów w regionie, poszło o bijatykę Ujgurów z Hanami w Guangdong. Bijatyka miała być wynikiem zgwałcenia Chinki. Zginęła nieokreślona liczba osób - według chińskich źródeł dwóch, według ujgurskich osiemnastu. W Urumqi (stolicy regionu) była taka zadyma, że zginęło pod dwieście osób, a ponad 1000 zostało rannych. Przysłano szybko jakieś 20 tysięcy policjantów, przyjechał nawet prezydent i sytuację w końcu udało się opanować.
Z moich skromnych doświadczeń personalnych i wiedzy o historii Chin: kłamanie jest w porządku jeżeli służy sprawie wielkich Chin, więc szkoda mi oczu na czytanie oficjalnych wersji. Jestem skłonny przyjąć każdą ujgurską, a te wydawane przez władze klasyfikować jak brednie. Zresztą pełno stron dotyczących tematu jest zablokowanych, widać Chińczycy nie wierzą w to, że prawda ich wyzwoli.
Cała sprawa ma też aspekt demograficzny. Do XIX wieku Chińczyków tam za wielu nie było, dopiero potem zaczęto ich zachęcać do osiedlania się w sąsiedztwie Ujgurów. Jeszcze w 1953 roku ludność Han stanowiła zaledwie 7% ogółu. Dzisiaj to około 40% Hanów do 42% Ujgurów (reszta to np. Kazachowie), ale ponieważ dystrybucja jest bardzo nierówna, są rejony, gdzie Hanowie to zdecydowana większość. W tym tempie, za 50 lat mogą nie mieć za wesoło, bo obecna tendencja powodów do radości nie daje. Mieszkający tam Chińczycy też się średnio bawią, pieniądze wprawdzie robią dobre, ale lokalni ich nienawidzą (prawdziwie zaskakujące). Ujgurzy mają za to przesrane w reszcie kraju, często ogłoszenia o pracę stawiają wymaganie: nie może być Ujgurem.
Pekin chce tych terytoriów, bo Partia dziko pokochała pustynie (są tam trzy solidne), góry Pamiru i depresje. Xinjiang ma największe zasoby gazu ziemnego w całym kraju, do tego pełno węgla, ropy i innych bogactw naturalnych. Opowieści o projektach pomocy regionowi i wyrównywaniu szans może sobie Pekin wsadzić, jako wolny kraj Xinjiang z populacją około 20 milionów byłby przynajmniej Iranem, a może i Arabią Saudyjską, z zapewne mniejszym odjazdem religijnym. Dlatego też ich dążenia do niepodległości są skazane na porażkę, prędzej Pekin zrezygnuje z Tybetu i Tajwanu niż z największej części kraju pełnej cholernie cennych surowców.
USA wyświadczyło wielką przysługę Xinjiangowi: w roku 2002 wpisało organizację ETIM (Islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu) na listę organizacji terrorystycznych. To mniej więcej takie subtelne zaproszenie Chin do robienia sobie tam czego chcą i walenia równo w ryj tych, których by mogły interesować jakieś bardziej niezależne wizje rozwoju terytorium.
Dlatego właśnie (i jeszcze z paru innych powodów), mieszkańcy Xinjiangu prawdopodobnie postanowili dokonać ataku na serce swej kochanej ojczyzny, czyli plac Tiananmen. Być może myśleli, że dzięki temu ktoś się bardziej zainteresuje ich problemami. Oczywiście się pomylili, bo telewizja jest do pokazywania zajebistych programów o tańcu i Ligi Mistrzów, a nie skomplikowanych kwestii narodowych z Azji Środkowej.
Przywódczynią nieformalną wolnego Xinjiangu jest Rebiya Kadeer, Ujgurka (patrzcie no, tacy ciemni muzułmanie, a tu kobieta liderem), która od 2000 do 2005 roku posiedziała sobie w chińskim pierdlu za ‘stworzenie zagrożenia dla Chin’ - bo wysłała informacje o sytuacji w regionie do emigracji. No to nie dziwne, to osadzenie było konieczne i dziwić się jedynie należy, że takie krótkie. Gdy z pierdla wyszła, udała się na wycieczkę i żyje sobie w USA (skąd niektórych Ujgurów już wydalono, ale nie do Chin, paru siedzi też w Guantanamo - takim obozie, który prezydent Obama zlikwidował już parę lat temu).
Rebiya Kadeer urodziła się w roku 1946, więc parę lat już ma, ale jeżeli naprawdę chce zwrócić uwagę na problemy Xinjiangu, powinna wziąć udział w jakimś popularnym talent show. A jeszcze lepiej rozebrać się do rozkładówki jakiegoś popularnego czasopisma dla dorosłych. W ten sposób można współcześnie zwrócić uwagę na problemy mniejszości etnicznych, a nie jakimś durnymi samobójczymi atakami. Ponieważ dzisiaj, 15 listopada, obchodzi urodziny, przekazujemy jej tę cenną radę w ramach prezentu. Oczywiście obok popularyzowania wiedzy o jej regionie.