- Wiedziałem, że dział wiedzy ‘idiotyczne chińskie wyjaśnienia najbardziej oczywistych problemów’ kryje przede mną jeszcze wiele zagadek. Jedną z nich jest ta dotycząca kwestii zimna i chłodu. Huainan leży na szerokości geograficznej Bliskiego Wschodu, jednak zimę mają ‘normalną’, czyli bliżej jej do polskiej niż libańskiej. Już w marcu wesoło nie było, ale zapowiada się, że jesień będzie jeszcze lepsza.
Wspominałem, że sala nauczycielska nie jest ogrzewana. Jest to prawda, aczkolwiek ma ona tak zwane drugie dno. W każdej klasie stoi klimatyzator, który można ustawić nawet i na 30 stopni. Jednak przecież wówczas zużywałby prąd, więc nie, niech stoi i zbiera kurz, a nauczyciele i uczniowie niech siedzą w grubych ciuchach, bo to przecież szkoły nic nie kosztuje, że marzną. Ludzie kichają, smarkają, ale nie włączą. Wykładnia? Uczniowie mogliby się pochorować, gdyby weszli z zimnego do ciepłego, zgrzaliby się i by im zaszkodziło. Do tego klimatyzacja wspiera przenoszenie się grypy i innych chorób. Podobno również rodzice uważają, że dzieci lepiej się uczą, gdy mają warunki nieco bardziej ekstremalne i że szkoła nie powinna ich przesadnie rozpieszczać. - http://shrinkthatfootprint.com/average-electricity-prices-kwh - wyszukałem aż coś takiego. Ile kosztuje energia elektryczna w poszczególnych krajach świata. Jak widzimy, w Chinach jest bardzo tania. Gdyby jednak nawet była nieco droższa: gdy parę tysięcy lat temu moi przodkowie wynajdywali koło i takie tam, to zapewne przyświecała im idea ułatwienia życia sobie i kolejnym pokoleniom. Zapewne jakaś inna przyświecała Chińczykom pierwotnym i współczesnym. Za to jeżeli dzięki tym genialnym, rockefellerowskim oszczędnościom zachoruje taka liczba osób, że gdy trzeba będzie odwołać choćby jedną lekcję, wówczas szkoła straci jakąś dziesięciokrotność tego, co oszczędzi na ogrzewaniu.
- Jeszcze parę słów o tym, że dzieci lepiej się uczą, gdy jest im niewygodnie. Myślę, że nasza szkoła plasuje się bardzo wysoko w rankingach, jeżeli uznamy to kryterium za wyznacznik jakości edukacji - rozsypujące się krzesła bez oparć, temperatura zawsze gorsza niż na zewnątrz (jak gorąco, to w salach jeszcze goręcej, jak zimno, to jeszcze zimniej), ławki z dziurami, niewystarczająca liczba koszy na śmieci ergo wiadomo, długo by wymieniać. Oczywiście rekordy niewygody to toalety, za mało, za brudne, za śmierdzące, często z niedziałającą spłuczką. Żeby było jeszcze fajniej i bardziej po chińsku, może zaproponuję rodzicom, że w ramach stwarzania tych niewygód sprzyjających nauce, będę walił przez łeb deską każdego młodego mandaryna raz na dziesięć minut. Jak dopłacą ekstra, to dziecię będzie tłuczone deską z wystającym gwoździem i kantem. Wtedy na pewno nauczy się wszystkiego w tydzień. W sumie strach, bo jeszcze skłonni są uznać, że to świetny pomysł.
- Kilka stopni żenady już tu przeżyłem, ten nie jest największym z nich, ale i tak miło. Jakieś trzy tygodnie temu szkoła kupiła nauczycielom wskaźniki. Dziwne aż, do tej pory używaliśmy pałeczek do jedzenia połączonych taśmą klejącą. No działało, ale jednak rozsuwany, metalowy wskaźnik to wyższy stopień wtajemniczenia. Jeden rozpadł mi się w rękach po tygodniu używania, po prostu rozleciał się na kawałki. Dwa dni później to samo przydarzyło się na mych oczach koledze, został mu w rękach sam uchwyt. Wkrótce potem odkryłem, że wszystkie się rozleciały, dobre, bo chińskie. Oczywiście w międzyczasie powyrzucano pałeczki, bo musi być nowocześnie, to przecież prywatna szkoła. Skończyło się na tym, że dostałem od koleżanki patyk, w miarę prosty nawet i to nim wymachiwałem w trakcie lekcji. Ciekaw jestem ile kosztowały te wskaźniki, znając moją dyrekcję, to nie bardzo wiele, co przy okazji wyjaśnia kwestię jakości.
- Nie wiem jakim cudem nasza sprzątaczka jeszcze się nie zwolniła, zwłaszcza po ostatnim tygodniu. Wiem, że wspominam o kiblu nader często. Tym razem nie wspomnę. Mam nawet zdjęcie, ale internet jest wystarczająco obrzydliwy bez niego. Powtórzę jednak: skoro nasza sprzątaczka to przeżyła, to człowiek może przeżyć wszystko. Chce się jednak zadać pytanie: dlaczego? Dlaczego dorosły człowiek zostawia toaletę w takim stanie? Z powodu pewnych uwarunkowań anatomicznych jasne jest, że nie zrobiło tego dziecko.
- Gdyby mi dali gówno zawinięte w papier, to miałbym więcej pomysłów na użycie jego niż tego, co dostałem od jednej z nauczycielek. ‘This/that/your’. Koniec. Rób lekcję. Wykleciłem więc temat na demonstratives (this/that/these/those), robię. Okazało się, że liczby mnogiej nie znają. Luz, bo okazało się, że nie znają też szyku zdania, więc spędziłem lekcję nad ustalaniem, czy car yellow, czy może jednak yellow car.
- Tydzień wygrał kierownik, lałem sobie, gdy ten wbił do toalety, powitał mnie, ściągnął gacie i rozpoczął defekację zakrojoną na dość szeroką skalę. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie lałem i nie marzyłem o wyjściu z kibla. Chociaż kusiło, żeby też spuścić gacie i postawić kloca wspólnie z szefem. Bez odpowiedzi pozostaje tylko jedno pytanie: za jakie winy???
- Wiele moich lekcji odwiedzanych jest przez rodziców. Trochę to dziwne, w normalnych szkołach na świecie rodzice nie mogą być na salach, muszą prosić o zgodę dyrekcję szkoły, żeby wizytować lekcje. W sumie mnie to wali, już sie przyzwyczaiłem, że mogę mieć i z ósemkę wizytujących. Parę razy nawet się ucieszyłem, najbardziej gdy wizytował dziadziuś jednego adepta. Pyzate dziecko, nadaktywne, nawet nie takie złe, ale wierciło się, gadało z kolegą, musiałem upomnieć parę razy. W końcu dziadek wstał, podszedł do niego i tak mu przywalił w pałę, że szyby w oknach się zatrzęsły. Niestety, większość rodziców cholernie przeszkadza, pomagają dzieciom z ćwiczeniami (ośmiolatek i matula siedzi nad nim, żeby dobrze pisał). W sumie lepiej, że się interesują, niż gdyby pili na krawężniku pod szkołą, ale chyba jasne, że nie bywam zachwycony. Najgorsze są pindy, co odbierają komórki i gadają. Powaga, pannie najpierw dzwoni telefon (w marcu to jeszcze królował Gangnam Style, więc dodatkowe rozproszenie grupy), ta dziesięć sekund myśli, czy odebrać, dzieci się gapią na nią, w końcu odbiera i gada mi pełnym głosem w sali. Gdy to się pierwszy raz wydarzyło, to zdębiałem, nawet nie dałem rady powiedzieć ‘wypierdalaj!’. Teraz już przywykłem, chociaż co ja o nich i ich poziomie myślę, gdy to się dzieje... Jednak jest wyższy poziom rodzicielskiego chamstwa: wczoraj podczas jednej z mych lekcji pani matka obcinała sobie paznokcie. Lecą te jej szpony na podłogę, obcinacz robi ‘klik-klik’, w końcu panna wyjmuje pilniczek i ‘szszsz’. Przy tym wchodzenie wszędzie jak do obory mnie przestało dziwić.
- Nie samą pracą i szkołą człowiek żyje. 11.11 poza tradycyjnymi burdami w Warszawie wypada Dzień Singla, który w Chinach jest dość obchodzony. Poszliśmy drużyną zachodnią, pierwsze 20 minut nie mogliśmy wejść do knajpy, bo łącznie jakieś dziewięć osób chciało sobie porobić z nami zdjęcia. Jak już siedliśmy, to przyszedł Chińczyk w piżamie, pozachwycał się urodą żeńskiej części naszej pary i zapytał, czy może zrobić pamiątkowe zdjęcia.
Drogi pamiętniku, czyli kolejny zwykły tydzień z życia w Chinach.
0 Comments
Leave a Reply. |
Made in ChinaParental Advisory, Explicit Lyrics Archiwum
August 2015
Kategorie
All
Jenot Codzienny: Made in China edition | Roma Jenot & Juriusz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wykorzystywanie jakichkolwiek treści, materiałów, zdjęć i grafik bez zgody i wiedzy autorów jest całkowicie zabronione. |