Wysoko oceniono kontrole bezpieczeństwa na każdej stacji metra, skąpe informacje w języku angielskim, brak tychże w jakimkolwiek innym języku, jak również pracowników miejsc turystycznych nie mówiących ni słowa po angielsku. Naprawdę, trzeba mieć jaja, żeby na głównym dworcu w stolicy kraju posadzić panią, która nie mówi w ogóle po angielsku. Po rosyjsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, japońsku i koreańsku też zapewne nie. (nawiasem mówiąc-pisząc: Szanghaj też stara się nie pozostawać w tyle, tam siedzi pani i turyście podaje kołonotatnik – należy w nim odszukać swoje pytanie i właściwą odpowiedź, a jak nie ma, to amen, akurat większości zdroworozsądkowych nie ma). Reszty dokonał rozmiar miasta – łatwiej złapać syfilis w klasztorze niż poranne metro, czy pociąg podmiejski do Badaling. Legendarne już w świecie świeże pekińskie powietrze i rozwiązania ułatwiające oddanie karty do metra (the horror…), ‘darmowy*’ Wielki Sternik, rekwirowanie zapalniczek w najmniej oczekiwanych miejscach i momentach, wykwalifikowana obsługa w hostelach… (English no, no English, sorry) Tak, po raz kolejny Pekin zdobył Złotą Palmę.
* wejście do mauzoleum Mao jest oficjalnie darmowe, ale nie można wnieść aparatu fotograficznego, zapalniczki ani telefonu i pewnie stu innych rzeczy. Należy je zostawić w depozycie, którego cena zależy od… ILOŚĆI APARATÓW FOTO I TELEFONÓW. Koło 30 kuai kosztowało mnie swego czasu to darmowe wejście. Potem okazało się, że powinno to być koło pięciu kuai, ale powodzenia, że przyjmą bagaż od białego w takiej cenie.