Te grupy, które miały szczęście mieć lekcje, dostały Harrego Pottera. Zjawisko niby popularne w Chinach, ale łącznie zebrałem trzy osoby, które przeczytały wszystkie książki, może z pięć, które widziały wszystkie filmy. Tytułów w oryginale nie znają, więc operowaliśmy cyferkami. Większość grup gadała bzdury, a podanie cech Voldemorta i Hagrida przerastało ich. Szczęśliwie, chwilę już tu jestem, więc miałem plany B, C i D. Gadaliśmy więc o smokach, magicznych zdolnościach i magicznych zwierzętach. Chwilami było smutno, w sumie trzy osoby po wybraniu zdolności do podróżowania w czasie powiedziały, że chcą cofnąć się do momentu, gdy miały po cztery lata, bo wtedy rodzice mówili im miłe rzeczy, nie krzyczeli na nie i nie musieli chodzić do szkoły.
Ku memu zaskoczeniu, niektórzy uczniowie mieli cudowne pomysły na magiczne zwierzęta: kot, który mówi biegle w czterech językach (chiński, japoński, angielski, francuski), bo mógłby być tłumaczem podczas podróżowania. Osa, która nie umiera po użądleniu człowieka, bo by się nią karało złych ludzi. Wygrał uczeń, który chciałby smoka i zrobić nalot na Japonię.
Niektóre grupy szalały w temacie Harry Potter w Chinach. Mógłby pracować w wojskach ochrony pogranicza. A jak wyglądałby chiński Hogwart? Tak jak tu, nie chodziłby do żadnej magicznej szkoły, tylko uczył się normalnych przedmiotów, bo by mu kazali.
Tymczasem drugie z nas postanowiło przerobić z pierwszoklasistami pierwszą lekcję z cudownej książki do spoken English. Temat: choroby. Pierwsze ćwiczenie: Wolałbyś mieć SARS, świńską grypę czy ptasią grypę? Dlaczego?
Kiedy już udało się pozbierać z podłogi po przeczytaniu pytania, kilkoro uczniów szczęśliwie wyartykułowało najmądrzejszą odpowiedź na to arcydurne pytanie: nie chcę mieć żadnej z tych chorób!
Najciekawszą część lekcji stanowiły dialogi, które mieli ułożyć uczniowie. Schemat banalny, przychodzi baba do lekarza, lekarz ma dać jakąś poradę. Spora część uczniów zdolna była jedynie wydukać, że boli głowa i że najlepsze na to jest picie wrzątku. Szczęśliwie zebrało się kilka pereł. Jedna dziewczynka mówi drugiej, że strasznie ją boli brzuch od kilku dni. Ta udaje że ją bada, po czym krzyczy "Oh my Lady Gaga!!! Jesteś w ciąży!". Przyszła matka wydała z siebie okrzyk rozpaczy.
Jeden z uczniów, zapytany: "Co powinna zrobić Sally, która ma katar i boli ją głowa?", odpowiedział: "Położyć się i umrzeć".
Niefinansowy dodatek do pensji miałem, gdy w wolny dzień poszedłem zjeść na szkolną stołówkę. Dopadł mnie uczeń z jednej z grup, którym przepadła lekcja. Czy dałoby się odrobić. Aż mnie wmurowało, ponieważ to jedna z najlepszych klas, powiedziałem, że nie ma sprawy, kiedy tylko obu stronom pasuje. Dałem mu mój terminarz, po godzinie wrócił, że przenieśli historię na ostatnią lekcję, w jakieś moje okienko się wcisnęli. Ostatnie w tej klasie mają akurat prace własne, czyli oficjalnie robienie zadań domowych, a praktycznie spanie, jedzenie albo walenie w jajo. Klasa musiała uprosić chłopa od historii, żeby się przeniósł na lekcję którą mają wolną, bo tak im zależy, żeby sobie ze mną pogadać. To na jakąś chwilę wystarczająca odpowiedź, dlaczego się męczę żyjąc chińskim snem.