Myliłem się.
Poza barierą językową, okazało się, że oni po prostu nie wiedzą. Kilkadziesiąt osób nie jest w stanie powiedzieć, dlaczegóż to robi się to, czy tamto, a jakie znaczenie ma ryba albo biały królik na księżycu. Gdyby na głupocie i ignorancji dało się coś posadzić, to miałbym hektary takich upraw.
W paru grupach robiłem temat różnic między Chinami a Zachodem. To nawet działało. Wszystko to w oparciu o ciężką pracę Yang Liu. Ponieważ jest to najlepsze ujęcie tematu w formie graficznej, polecam sobie tu oglądnąć:
http://www.boredpanda.org/east-meets-west-infographic-ost-trifft-west-yang-liu/
Oczywiście musiałem dobrać te bardziej radosne, więc od razu odpadło podejście do problemów, a po dwóch lekcjach i sposób ustawiania się kolejki. Dwie grupy, którym to pokazałem, przeżyły traumę i wstyd, bo przecież im nie można powiedzieć, że przy kupowaniu biletów jest syf i że zachowują się jak najgorsza hołota. Nie, nie, to stracą twarz i jesteś niemiły, o złych rzeczach lepiej nie mówić.
Spotkaliśmy kiedyś pierdolniętą panią na ulicy. Przedstawiła się jako Amily, nie dała się przekonać, że jednak Emily jest bardziej mainstreamowe. Mówi całkiem nieźle po angielsku, problem tylko, że słowa nie składają się w żadne zdania. Może zrobiła o jeden test za dużo i coś się jej odkleiło. Jakoś z rozpędu dałem jej mój numer telefonu, bo byłem pewien, że nigdy nie zadzwoni - mój stary numer miało dobre kilkaset osób, a dzwoniły może cztery. Amily jednak okazała się być bardziej śmiała, najpierw pisała mi durne smsy, coś o spaniu, coś całkowicie bezsensu. W końcu zapytała, czy to prawda, że hoduję rybki akwariowe, bo chciałaby zobaczyć moje egzotyczne okazy. Początkowo kurtuazyjnie odpisywałem, ale w końcu to olałem, bo nie miało najmniejszego sensu. Gdy pewnego wieczora schodziłęm po lekcjach na zakładową stołówkę, nagle usłyszałem, że ktoś do mnie mówi. Nie mogłem zrozumieć, o co też tej osobie chodzi i dopiero po kilku minutach tej męki udało się nam ustalić, kto też jest źródłem bełkotu. Wszystko wskazuje na to, że przyjęli psychiczną na stanowisko nauczycielskie. Kariery długiej pani nie wróżę, ale mam nadzieję się trochę uśmiać. Mam też nadzieję, że to nie uczniowie się ubawią, gdy zobaczą, jak bardzo ona mi truje dupę.
Czego nie wymyślisz: w trakcie lekcji uczniowi uciekła mysz. Kolejna lekcja: po ławce biega królik. Chyba już wiemy, jaki będzie następny zakaz w szkole.
Wkurw na ten tydzień: uczennica stwierdzająca, że ja muszę być do dupy nauczycielem i nie mieć żadnych kwalifikacji, skoro uczę w takiej zapyziałej norze jak Dongkou. Gdy będziecie mieli kolejne trzęsienie ziemi czy inny tajfun i by wam przysłali pomoc zza granicy, to idź i popytaj tak ratowników z jakiejś organizacji humanitarnej. Ale tak, ja też się czasem dziwię, co ja tu robię. Uczennica chciała również wiedzieć, jaka jest moja ciemna strona, bo przecież każdy człowiek ma ciemną stronę, a ja się zawsze dużo uśmiecham i ich chwalę. Niech mnie jeszcze parę osób tak popyta, to zobaczy moją ciemną stronę, najdokładniej to jak będzie leciała ryjem w dół z czwartego piętra.
Pradawna chińska mądrość na ten tydzień: Człowiek jest jak drzewo - kilka ciosów siekierą i pada na ziemię!