W poniedziałek uczeń postanowił sobie zażartować i zyskać szacun pośród kolegów, więc na pytanie jakie zwierzątko chciałby mieć, odparł mi, że takiego magicznego konika caonima. Mówię, żeby o tym wszystkim opowiedział, klasa się pokłada ze śmiechu, a mój mózg powoli syntezuje jeden z nielicznych znanych mi zwrotów po chińsku. Cao - jebać, ni - twoją, ma - matkę. Jeszcze poprosiłem o powtórkę, bo może coś źle usłyszałem, ale nie, dobrze. Klasa się tarza, niektóre uczennice czerwone ze wstydu, więc miałem jasność.
- Synu, ja wiem, co to znaczy.
- Och, jest taka odmiana konika...
- To ja pójdę po tej lekcji i zapytam naszego kierownika studiów językowych o tego konika.
Nastrój na lekcji siadł totalnie. Po wszystkim przyszła delegacja. Odprawiłem, więc odeszli na dwa metry. Chłop jąkał męczył, błagał o wybaczenie za swe skandaliczne zachowanie. Posłuchałem póki mnie to bawiło, przemyślałem sprawę, zastanowiłem się, czy kazać mu pisać samokrytykę, ale olałem, odprawiłem go, że może iść spokojnie.
Myślałem sobie, że problem ma wiele aspektów, ale nie wiedziałem jak wiele. Zdecydowałem się puścić to płazem-gadem, bo gdybym o tym opowiedział przełożonym, to dyrekcja musiałaby klienta srodze ukarać. Gdybym wiedział, że zrobią to rozsądnie, to bym poszalał, ale nie chciałbym, żeby go za coś takiego relegowano, bo to nie jakieś najgorsze bydlę. Dyrekcja mogłaby też schować głowę w piasek i to ja bym wyszedł na idiotę. Uznałem, że dobra, klasa widzi, ten łykając łzy przeprasza, chciał zostać gwiazdą drużyny, nie został, niech będzie i tak. Tylko teraz będą myśleli, że jak znam bluzgi po chińsku, to ja umiem wszystko w tym języku i udaję, że nie rozumiem.
Trzy dni później przyszła do mnie ich nauczycielka, jedna z najlepszych w szkole. Gadamy o administracyjnych cudach. Ach, bo uczeń był u niej w sprawie konika. Se myślę: po kiego wała to ciągnąłeś, ja sprawę zamknąłem, to co eskalujesz?
Okazało się, że jest taki konik. Konkretnie jest to alpaka. Chińskie słowa mają po wiele znaczeń, ja już to wiem, ale kto by wymyślił, że cao znaczy jebać, ale też trawę. Ni znaczy twoją, ale też błoto. Ma znaczy matkę i konia, to akurat wiedza podstawowa. Okazało się, że alpaka to trawa-błoto-koń, brzmi niemal identycznie jak ‘jebać twoją matkę’. Tony są trochę różne, pisze się całkiem inaczej, ale brzmi idealnie. Co ja mam myśleć o języku, który na zwierzę z drugiego końca świata mówi ‘jebać twoją matkę’?
Zbadanie sprawy przyniosło jeszcze więcej efektów. Na przykład to radosne zdjęcie Ai Weiweia z alpaką nabiera innego sensu. Matka to także kochana Partia Komunistyczna Chin.
Czekałem, co będzie w środę. Czy ktoś przyniesie bai jiu na lekcje, czy założą mi kosz na głowę, czy może coś jeszcze innego? Tym razem poszło dość bezboleśnie, poza tym, że chłopak dostał ataku płaczu, gdy spytałem go, czy spędza dużo czasu z rodzicami. Okazało się, że rodzice rąbią w jakiejś fabryce w Guangdong i bardzo rzadko ich widuje. W ciągu tej samej lekcji uczennica uznała, że gdy pytam, czy często biorą leki, to musi mi opowiedzieć o tym, jak ją tydzień temu przesrało. Najlepsza uczennica w klasie, mówi, że to było tak: musiała iść do kibla, bo ją brzuch bolał. W tym kiblu długo siedziała i robiła ‘brzydkie rzeczy’ (raczej nie chodziło jej o brandzlowanie). Że brzuch ją dalej bolał, zażyła lekarstwa, ale znowu musiała iść do kibla, że znowu tam spędziła niemało czasu, potem była jeszcze raz, ale w końcu jej pomogło. Wyobraźcie sobie, że macie siedemnaście lat i przy całej klasie opowiadacie swoje przygody toaletowe. Chociaż tutaj to chyba mniejsze tabu, bo na pytanie ‘jak lubisz spędzać wolny czas z kolegami?’, chłop odparł, że lubią razem chodzić do kibla i nie była to odpowiedź, która wzbudziłaby jakiś popłoch na sali.
Powoli dochodzimy do punktu wrzenia w temacie odwiedzin naszych uczniów. Bywają dni, że spędzamy dobre dwie godziny odpowiadając kolejnej grupie gości na te same pytania: czemu nie jesteśmy małżeństwem, czemu nie mamy dzieci, czy lubimy tofu, czy lubimy Dongkou, jaka jest pogoda w Polsce; hektary innych bzdur. Mamy fotę księdza Gila na tarczy do rzutek i musimy wszystkim wyjaśniać kto zaś. Ponieważ jest podpisana ‘Interpol’ to jeszcze, co to Interpol. Ubawiła nas koleżanka FuJin, która wzruszyła się i powiedziała, że to taki biedny człowiek, tyle rzutek w twarzy teraz ma. Gdybyśmy tylko mogli go wam przysłać na zastępstwo za nas...
Jeżeli komuś wydaje się, że życie w egzotycznym azjatyckim kraju jest ekscytujące, to powinien przeżyć ten tydzień (jak i zapewne większość nadchodzących) na naszym zadupiu. Nie dzieje się absolutnie nic, wielkim wydarzeniem ostatnich dni było to, że wywaliło prąd w centrum handlowym, a w drugim przecenili wino i pojawiła się woda mineralna z Hong Kongu.